sobota, 19 lipca 2014

Rozdział XV

CHWILA MOŻE POWODOWAĆ WIELE RADOŚCI JAK I WIELE SMUTKU JEDNOCZEŚNIE...

Miłego czytania! ♥
______________________________________
*Josh i Cara*

Josh leżał na ziemi z zamkniętymi oczami, bo nie miał siły ich otworzyć. Strasznie bolały go plecy. Najwyraźniej przewrócił się na jakiś paskudny kamień.  Nie miał ochoty wstawać. Czuł jak przemaka jego prawa nogawka, pod wpływem wody. Właśnie... Woda mogła się marnować, była jedynym sposobem, żeby uratować Carę, a on leżał i nic nie robił. Jednak, gdy próbował się podnieść, nie był w stanie. Momentalnie wystraszył się, że może też stał się kamieniem, ale po chwili zrozumiał, że to absurd.
Po dłuższy czasie, udało mu się wreszcie uchylić powieki. Gdy to zrobił, usłyszał krzyk. Ten sam, kiedy mdlał. Bardzo chciał o nim zapomnieć, bardziej niż o czymkolwiek innym, a on wrócił. Mógł przysiąść, że go zna. Miał wspomnienia z nim związane na samym dnie pamięci i za nic w świecie nie mógł ich wydostać. Chciał zatkać uszy, ale nie miał siły podnieść dłoni, żeby to zrobić. A na sam ten krzyk chciało mu się płakać. Nie był jakimś przerażającym krzykiem, po prostu przerażonej dziewczyny, ale na jego dźwięk od razu kłębiły się w nim emocje, wyniszczające każdego od środka. Ból, tęsknota, zwątpienie... Zaciskał mocno powieki, jakby mogło mu to coś dać.  Oczy zaczęły go piec.
Po chwili krzyk ustał, a on odetchnął głęboko z ulgą.
Nie uchylił ponownie powiek, z różnych obaw. Nagle usłyszał szelest. Później jakiś odbijający się dźwięk metalu echem. Wystraszył się. W jego głowie pojawiły się różne opcje tego, co mogło to być, a zwłaszcza jedna się do niego przyczepiła - wróg. Postanowił udawać martwego. Był pewny, że Carę zostawią w spokoju, bo na co mogłaby im się przydać skamieniała dziewczyna, ale gdyby okazało się, że on żyje, na pewno rzuciliby się na niego z mieczami, zębami i innymi dziwactwami. Może znalazłaby się nawet druga meduza? Na samą myśl miał ochotę zwrócić. 
Gdy usłyszał zbliżający się dźwięk, wstrzymał oddech. Ktoś, albo coś chodziło koło niego, z czymś metalowym. Modlił się, żeby nie był to miecz. Osoba chodziła i chodziła, ale nie zaatakowała, nawet gdy zaczął oddychać. Ciekawość wręcz go zżerała.
Postanowił uchylić powieki, bo na żaden inny ruch nie było go stać. Po pierwsze ze strachu, a po drugie czuł się jak sparaliżowany, bo kończyny odmawiały mu posłuszeństwa. Jego oczy przedstawiały rozmazany obraz, jakby dopiero co się obudził, lecz już po chwili widział normalnie. Rozejrzał się niepewnie i zobaczył koło swoich stóp, jakąś głowę z brązowymi włosami za ramiona. W jednej dłoni trzymała wiadro, do którego coś nalewała. Gdy się podniosła, nie była zbyt wysoka, wyglądała może na dziesięć lat. Miała bardzo szczupłą sylwetkę i  założoną na siebie letnią, białą sukienkę. Nie miał pojęcia, co tu jest grane. Gdy się odwróciła, momentalnie go zaryło. Nie wiedział czy się ruszać, zamykać oczy lub nadal patrzeć. Ale najgorsze było to, że był pewny jednego... Twarz dziewczynki była dla niego niesamowicie znajoma, ale nie był w stanie przypomnieć sobie nic poza tym... Podobnie jak z krzykiem, który słyszał. 
Dziewczyna uśmiechnęła się miło, dłonią zakładając kosmyk włosów za ucho. 
Ten uśmiech, ruch, te włosy, różowe usta... Był pewny, ze je znał. Tylko skąd do cholery.
Istota pomału podeszła do niego, a on śledził każdy jej krok. Gdy była coraz bliżej niego, tym bardziej był przekonany, że nie ma się czego obawiać. Napięte mięśnie zaczęły pomału się rozluźniać.
Przyklękła koło niego, stawiając obok siebie metalowe wiadro, napełnione po brzegi wodą i ponownie uśmiechnęła się od ucha do ucha. 
Josh poczuł teraz jeszcze jej zapach. Popatrzył w oczy, mając nadzieje, że coś sobie przypomni, lecz zrozumiał tylko jedno... Te zielonkawo-niebieskie oczy, też skądś znał. Co się działo i kim była ta osóbka?
Drobna, młoda i dość znajoma. Nie mógł zrozumieć, co ona może tu robić. Patrzył na nią i zrozumiał, że na jego ustach pojawił się uśmiech. Po raz pierwszy poczuł, że jest przy nim ktoś, kto się nim opiekuje, a on nie musi się za nic obwiniać.
Dziewczynka zachichotała cicho, jakby ucieszył ją fakt, że przestał się bać. Podniosła się i obeszła go dookoła, po czym ruszyła w stronę Cary. Przyjrzała się jej z iskierkami w oczach, a po chwili ponownie stanęła nad nim.
Josh nadal nie mógł się ruszać. Pomału zaczął odczuwać ból w karku oraz zmęczenie. Powieki zaczęły się mu kleić, lecz bał się zasnąć z obawy, że młoda osóbka zniknie. Przy niej czuł tęsknotę, ale też ulgę.
Kiedy zauważył, że odchodzi, włączył się w nim alarm. Nadal nie wiedział, kim ona była, nie mogła po prostu tak sobie pójść. Mimo wyczerpania zebrał w sobie energię, żeby zapytać:
- Kim jesteś?
Te słowa przypominały raczej niejasny bełkot i przepełnione były zachrypniętym głosem. Od razu po wypowiedzeniu tak krótkiego zdania, chłopak zaczął kaszleć. Gdy udało mu się opanować, zobaczył, że dziewczyna uśmiecha się do niego, ale nie podeszła w jego stronę ani na krok. Po chwili otworzyła usta i odezwała się cienkim głosem oraz, jak każdy mógł się spodziewać - zabójczo znajomym dla Josha.
- Woda w wiadrze jest dla Cary. Użyj jej odpowiednio.
Chłopak znowu zaznał ataku kaszlu, gdy spróbował coś odpowiedzieć. Osóbka uklękła koło niego z życzliwym uśmiechem na ustach, ale wzrok miała bardzo dojrzały i opiekuńczy, co nie odpowiadało do jej wieku. Położyła delikatną i drobną dłoń na jego czole i poczuł, że obraz przed nim się rozmazuje, a jego oczy same się zamykają. Gdy spróbował temu zaprzestać, ponownie zerwał się w nim kaszel. Poczuł, że gardło pomału zaczyna mu się zdzierać, a to uczucie za Chiny nie było przyjemne. Zanim wszystko stało się czarne i ciemne, jak chmurna noc, usłyszał cichy głosik dziewczynki. Mówiła poważnym oraz pewnym siebie tonem:
- Uratuj Carę... Uratuj mnie.
Josh zachłysnął się powietrzem i wszystko zniknęło sprzed jego wzroku, tak jak wtedy, gdy tracił świadomość i nic nie mógł z tym zrobić. A bezsilności nienawidził najbardziej.

*

Josh zerwał się jak po koszmarze nocnym. Podniósł się z ziemi i usiadł, biorąc przy tym raptowny oddech, jakby dopiero co wypłynął spod powierzchni wody. Coś strzyknęło w jego kręgosłupie, przez co zasyczał z bólu i zacisnął mocno powieki. 
Siedział na ziemi i nie miał zamiaru wstać. Czuł się jak po jakimś szoku lub zawale. Jakby na wpół trzeźwy rozglądał się dookoła, nie wiedząc, co się z nim działo ani dzieje. Chciał tylko wspomnieniami wrócić do tego momentu, kiedy była z nim dziesięcioletnia dziewczynka, jak oszacował na oko. Rozglądnął się prędko, szukając wzrokiem metalowego wiadra wypełnionego po brzegi wodą, aby się upewnić, czy to na pewno mu się nie śniło... A nawet jeżeli nie wydarzyło by się to naprawdę nie miałby pojęcia czy się cieszyć, czy smucić...
Lecz wiadro stało dokładnie w tym samym miejscu, gdzie ostatnim razem je widział, w takim samym stanie. A to oznaczało tylko jedno. 
Tabun myśli nawiedził głowę biednego chłopaka, a on odchylił ją do tyłu, jakby to w jakiś sposób miło mu pomóc. W uszach dźwięczało mu tylko jedno zdanie: "Uratuj mnie".
Miał uratować tą dziewczynkę? Przecież było to niemożliwe. A może pomijał coś bardzo istotnego?
Z rozważań wyrwał go zimny dotyk metalu swojego miecza, a on gwałtownie sobie przypomniał o Carze. Podniósł się z ziemi, co spowodowało nieznośny ból chyba we wszystkich częściach jego ciała, ale starał się jak tylko mógł to zignorować. Sięgnął po wiadro, które było bardzo ciężkie, przez co nie mógł zrozumieć, jak mała dziewczynka z taką łatwością je nosiła... Chyba, że nie była małą dziewczynką.
Podbiegł do Cary i przyjrzał się jej uważnie. Nieskamieniały policzek zaróżowił się uroczo i widniała na nim małe zacięcie, po tym jak chłopak ją przewrócił. Reszta nadal była z kamienia. Kilka razy zerknął to na przyjaciółkę, to na wiadro wypełnione łzami, rozumiejąc, że ma poważny problem. Jak miał to wszystko rozlać na dziewczynę?
Postanowił niezbyt się nad tym głowić, bo nawet na to nie zaczęło mu starczać siły. Korzystając z tego, że Cara była niższa od niego, uniósł wiadro nad jej głowę bolącymi ramionami, na których mocno widać było zadrapania oraz mięśnie, które wyrobiły się przez to, co przeszedł. Popatrzył na przyjaciółkę, wzrokiem błagającym o przebaczenie, powiedział do niej:
- Przepraszam.
I wykręcił wiadro do góry nogami.
Cała woda rozlała się na dziewczynę jednym, wielkim strumieniem. Josh odsunął się, zamykając oczy, żeby nie wpadło do nich zbyt wiele kropel wody, ale otworzył je gwałtownie, gdy usłyszał znajomy głoś.
Zobaczył przyjaciółkę, która stała na wpół zgarbiona i kaszlała natarczywie. Była cała przemoczona od wody, która ściekała jeszcze po niej kroplami, a sama stała w wielkiej kałuży łez Meduzy.
Chłopak zamrugał kilka razy, żeby upewnić się, że nie ma przywidzeń. Gdy zrozumiał, że udało mu się uratować przyjaciółkę, zrobić nareszcie coś dobrze, wezbrała w nim pozytywna energia i przepełniła całego, a gdy zobaczył uśmiech na pochylonej ku ziemi twarzy Cary, serce zaczęło mu bić szybciej, przyspieszając rytmu i ogrzewając jego zziębnięte ciało.
Nie mógł ustać w miejscu ze szczęścia, które pojawiło się w nim znienacka i zostało na dłużej, co zdarzało się rzadko.
Przestał zważać na to, że dziewczyna jest cała morka, zaczął biec w jej stronę.
Cara wyprostowała się lekko, gdy przestała kaszleć, a on przytulił ją najmocniej, jak tylko mógł. Bał się puścić. Jej skóra dość zmarzła, lecz stała się o wiele cieplejsza, gdy on wtulił ją w siebie.
Przyjaciółka była bardziej morka, niż się wydawało. Koszulka Josha przesiąkła cała, przyklejając się do mięśni na brzuchu. Buty również mu przemokły i czuł w nich teraz kałuże.
Dziewczyna ściskała go za szyję. Po chwili zaczęli się śmiać, nadal w siebie wtuleni. Tak niewiele brakowało, żeby mogli wszystko straci, a zwłaszcza siebie nawzajem. Ta radość była tak ogromna, że chłopak podniósł lekko Carę nad ziemię i okręcił ja kilka razy dookoła własnej osi. Gdy puścili się, stając na ziemi, spojrzeli na siebie z uśmiechami na twarzach.

- Tak mało brakowało. - powiedział półgłosem chłopak, nadal nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.
Dotknął dłonią rozciętego policzka przyjaciółki, przepraszając za to, a ona tylko chwyciła jego twarz w chłodne dłonie i wtrąciła:
- Wiedziałam, że Ci się uda.
Stali by tak długo dłużej, , lecz poczuli, że są przez coś wciągani. Zanim się obejrzeli, znaleźli się w czarnym wirze, który podniósł ich, gdzieś daleko, jakby w ogromną próżnię. Zrozumieli, że lecą ku jakiemuś wyjściu, gdy zobaczyli w oddali jasne światło. Mogło to być światło nadziei lub wręcz przeciwnie. Jednak po tym co przeszli, nie chcieli myśleć o nieszczęściach. Zbytnio wyczerpani nawet się nie opierali.

*Thomas i Emily*

Przyjaciele stanęli w ciemnym kącie pokoju razem z Arcanum, której mina była pusta oraz twarda jak kamień. A najgorsze, że nie bez przyczyny.Wyglądała na wyczerpaną, zmęczoną i pozbawioną wigoru, jak przedtem.
Nic im nie wyjaśniając machnęła ręką, a przed nimi pojawiła się ogromna, czarna dziurka, która zaczęła wsysać do środka drobne papierki spod podłogi.
Na czole kobiety pojawiły się drobne kropelki potu, jakby to wszystko zabierało z niej resztki energii.
Nagle z tuby wydało się słyszeć cichy krzyk dziewczyny... To był znajomy głos dla przyjaciół...
Ale nie mogli uwierzyć, to było niemożliwe.
Czarna dziura zaczynała ssać coraz mocniej w swoją stronę i nim Thomas spostrzegł, sunął już w jej stronę. Usłyszał, jak Arcanim próbuje przekrzyczeć okropny dźwięk, podobny do chodzącego odkurzacza. Pomiędzy tym gwarem, zrozumiał jedną rzecz od kobiety, najprawdopodobniej najistotniejszą w takim położeniu:
- Złapcie się czegoś, albo to was wciągnie!
Posłusznie rozejrzał się, szukając wzrokiem czegoś, co mógłby chwycić. Stawał się coraz bardziej podłamany, bo nic z otaczających go rzeczy, nie było przytwierdzone do ziemi. Najlżejsze krzesła oraz stoły już odlatywały do czarnej dziury. To wyglądało, jakby ona żyła i połykała wszystko, co wlezie.
Chłopak odwrócił się za siebie, bo usłyszał dziwny świst. W ostatniej chwili dostrzegł zbliżające się w jego stronę krzesło, lecące bardzo szybko. Zrobił unik, ale niestety noga mebla uderzyła go z impetem w głowę, przez co wywrócił się na brzuch. Poczuł, jak jest ciągnięty w kierunku otchłani. Uporczywy ból z tyłu głowy, dawał się nieznośnie we znaki, utrudniając Thomasowi jakikolwiek ruch. Miał wrażenie, ze jak nie zemdleje to na pewno zwymiotuje. Słyszał krzyk Emily, dobiegający gdzieś z daleka. Bez przerwy krzyczała jego imię, ale on nawet nie miał siły, żeby okazać oznaki życia. Niby dostał zwykłym krzesłem, ale czuł, jakby ktoś rzucił w niego słoniem.
Ssanie stawało się coraz silniejsze. Nie chciał zniknąć z tego miejsca, po tym co przeszedł, a zwłaszcza, gdy dokonał niemożliwego, czyli zmartwychwstał.
Podniósł się na łokcie, które zaczęły nieprzyjemnie się ścierać, gdy nie z własnej woli sunął po podłodze. Prędko przewrócił się na plecy, a głowa rozbolała go tak potwornie, że aż słyszał w niej huk. Zrozumiał, że to nie był donośny dźwięk w jego głowie, gdy usiadł. Ucieszyła go ta świadomość, bo była szansa na normalność, lecz od razu zauważył, że wolałby być nienormalny. Ogromna szafa z ubraniami wywróciła się na podłogę. Emily musiała skoczyć w bok, aby uniknąć przygniecenia, ale niestety przez to straciła oparcie i zaczęła podobnie jak on, sunąć w stronę próżni. Jedyna różnica była taka, że ona znajdowała się o około dziesięć metrów bliżej dziury niż on. 
Thomasa nie mógł pozwolić, żeby stąd zniknęła. Ona też za dużo przeszła. Musiał jej pomóc, była jego przyjaciółką, gdyby teraz ją stracił, straciłby wszystko. Szanse na uratowanie Mysterium, na szczęśliwy koniec, na to, że będzie w tym świecie szczęśliwy. Ona była kluczem do zamkniętych drzwi. Początkiem i końcem. Jako jedyna mogła stawić wszystkim czoła, wiedział, że ten świat bez niej się zawali. Nigdy niczego nie był tak pewny. Jeżeli Bractwu Śnieżnych Wilków coś groziło, tylko ona mogła ich ocalić. Za dużo znaczyła, żeby teraz zostać wessana przez jakąś czarną, nic nie znaczącą przy niej dziurę.
Chłopak niełatwo podniósł się z ziemi, po czym zachwiał tak gwałtownie, że o mało znowu nie zaliczył nieprzyjemnego placka na twardej podłodze. Mimo, że nie ruszał nogami, wciąż sunął przed siebie na ugiętych lekko kolanach.
Spróbował pobiec w stronę przyjaciółki, która przez to, że znajdowała się tak blisko czarnej dziury, gdzie ciąg powietrza był o wiele silniejszy, nie mogła ustać na nogach, niestety zaprzestał, gdy ponownie prawie się wywrócił.
Wiatr ciągnący go w przeciwną stronę, wszystko utrudniał. Zostało mu tylko jedno... W pierwszej chwili pomyślał, że to głupie, ale gdy zobaczył, jak Emily się przewraca, zrobił co musiał. Ukląkł przy ziemi i na czworaka popędził w jej stronę, najszybciej na ile było go stać. Opierał się powietrzu z całej siły, a gdy stracił panowanie i ponownie zaczął być ciągnięty w dziurę, zrozumiał, że pot spływa po jego czole, mimo iż było zimno.
Poddanie się ssaniu w tej chwili bardzo mu pomogło, bo dziewczyna przesunęła się bardziej w stronę otchłani, rozpaczliwie chwytając się wszystkiego, co pozostało w pomieszczeniu. Zbliżył się do niej w zaskakującym tempie. Gdy znajdował się metr za nią, ona nawet go nie dostrzegła... Dopiero po chwili załapał dlaczego. Znajdowali się zaledwie niecałe dziesięć metrów od ciemnej dziury, która z bliska wyglądała jeszcze straszniej. Czarna mgła, która zbierała się wokół niej, zdawała się unosić i opadać, jak płuca, a pioruny, które okazyjnie czubkami wydostawały się na zewnątrz, zdawały się bić powietrze porażeniami.
Thomas poczuł ciarki na plecach. Nie mógł się podnieść, bo ciąg mocnego wiatru utrudnił mu to całkowicie. Patrzył się przed siebie jak sparaliżowany, całkowicie o wszystkim zapominając, nawet o oddychaniu. Wybudził się dopiero, gdy usłyszał głośny krzyk Arcanum tak donośny, że aż straszny:
- Thomas!!!
Chłopak spojrzał w jej stronę. Trzymała oba ramiona przed sobą, a z obydwu rąk wydostawała się czarna mgła, podobna jak z czarnej dziury. Jej wzrok stawał się szklisty oraz bez wyrazu, mina przedstawiała mocne zmęczenie, którego nie była w stanie ukryć, na policzkach wystąpiły czerwone rumieńce, kompletnie odmieniając jej trupio-białą twarz, po której spływał pot.
Dopiero po chwili Thomas całkowicie zrozumiał powagę sytuacji. Chwycił dłoń Emily, oddalonej od niego o pół metra i dosłownie, gdyby zauważył kolumnę obok siebie sekundę później, nie uratowałby ani siebie, ani przyjaciółki.
Chwycił kamienny słup jedną dłonią, naprężając całe ramię, aby się nie puścić, a drugą ręką z całej siły ściskał dłoń dziewczyny. Powietrze ciągnęło ich z całej siły. Dostrzegł, jak niewiele brakowało, jak niewiele nadal brakuje, żeby zostali wciągnięci do otchłani. Trzy metry za nimi znajdowała się dziura, ciemna jak noc, odstraszająca najróżniejsze formy życia.
- Odkurzacz byłby lepszy - powiedział półgłosem, przełykając głośno ślinę przez zaschnięte gardło.
Dłoń chłopaka i jego przyjaciółki były śliskie od potu, tworzącego się z wysiłku oraz strachu o życie. Można pomyśleć, że skoro już raz umarł, nie powinien się tak tego bać. Niestety tak nie jest. Każdy człowiek zawsze się boi śmierci, nawet jeżeli tego nie okazuje. Poczuł, jak ręka trzymająca kolumnę zaczyna pomału słabnąć, a dłoń Emily wyślizgiwać. Wysilił się na silniejszy uścisk, który nie wiele pomógł. Był mokry ze zmęczenia. W oddali usłyszał, jak Arcanum przekrzykuje mętlik:
- Wytrzymajcie jeszcze chwilę!
Ile ta chwila może trwać? W każdej sekundzie mogli wpaść do dziury. Poczuł, że uścisk przyjaciółki słabnie. Spojrzał na nią i zobaczył szkliste oczy. Była przerażona, ale nie płakała. Uśmiechnęła się do niego. - Nie, nie rób tego - pomyślał... Lecz było za późno.
Spocona dłoń Emily wyślizgnęła się z jego dłoni, a ona z krzykiem poleciała ku czarnej dziurze, robiąc przy tym fikołka. Obejrzał się ze strachem w oczach. Zabolało go serce, bijąc szybko. Myślał, że dziewczyna zaraz zniknie na zawsze, że nigdy jej już nie zobaczy, ale usłyszał jedynie głośny grzmot oraz oślepiający błysk, przez który musiał zamknąć oczy.
Gdy ponownie je otworzył, zrozumiał, ze czarna dziura zniknęła. Nic go już nie ciągnęło. Puścił mocno ściśniętą dłoń z kolumny, na której porobiły się lekkie odciski i usłyszał jęk.
Rozejrzał się, po czym skamieniał. Na ziemi przy ścianie, tam gdzie przedtem widniała otchłań, leżał Josh, a obok niego Cara. Emily na nich. Pomału podnosili się. Musieli mocno się stuknąć, bo wyglądali na bardzo obolałych.  Nie wierzył w to, co widział, mimo iż oczy go nie okłamywały. Źle się poczuł, gdy myślał, że tak surowo potraktował kobietę, która zawsze wszystko ratowała.
Z dziękującym uśmiechem zwrócił się ku Arcanum, ale gdy zobaczył jej zbolałą minę, gwałtownie przestał się cieszyć. Stała zgarbiona, spocona oraz zmęczona. Po chwili upadła na ziemię, zamykając zsiniałe powieki, a jej płaszcz odpiął się, opadając na nią.
Wszyscy zwrócili się w jej stronę, po czym nastała grobowa cisza. Przerażenie widniało w ich oczach wraz z zaskoczeniem.W powietrzu czuć było grozę. Mimo tego nie mogli się poddać. Nie, gdy ponownie byli razem.
__________________________________________________________________

Chcę was bardzo przerosić! Zaniedbałam tamten tydzień i jest mi wstyd :(. Ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Są wakacje i chciałam z nich korzystać, a rozdział, jak to rozdział sam się nie napisał ;/. A szkoda. Oby ten rozdział wynagrodził wam tę zaległość, bo nie jest nawet taki zły.
Doszłam do wniosku, że nadszedł czas, żeby wszyscy znowu byli razem ^^. Ale zrozumiałam również, że mam ogromną tendencję do pozorowania śmierci bohaterów, a później ich ratowania XD. Eh, chyba się od tego uzależniłam. Oby nie na długo!
Na początku sierpnia, a dokładniej 03.08 jadę nad morze na dwa tygodnie, przez co mogę zaniedbać bloga ;/ Postaram się coś wcześniej naskrobać, przynajmniej z dwa rozdziały lub chociaż jeden, jeżeli głupia, niezależna wena mi na to pozwoli -_-.
W każdym razie bądźcie świadomi, że się postaram.
Jeżeli rozdział się wam spodobał, piszcie opinie w komentarzach ;)... A jeżeli nawet nie, to też piszcie opinie w komentarzach :D. Chcę wiedzieć, co was urzekło, a co nie ^^.
Liczę na was <3 p="">Obserwujcie, polecajcie, komentujcie, pytajcie itp, itd. :D
Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną ;*.
Życzę wszystkim miłych wakacji! Oby się nam dłużyły i dłużyły! ♥
Do poczytania! ♥






10 komentarzy:

  1. Super rozdział!!! Szkoda tylko, że tak długo trzeba było na niego czekać! Ale to nie szkodzi, bo i tak jest wspaniały. Pisz rozdziały dalej. Życzę Ci dużo weny i liczę na to, że losy głównych bohaterów w końcu się polepszą <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauważyłam, że z każdym kolejnym rozdziałem piszesz coraz lepiej ;). Widzę więcej akcji i emocji w rozdziałach, co jest wielkim plusem. Radziłabym jednak pisać więcej dialogów, bo jest ich trochę mało, a ja bardzo lubię dialogi xD.
    Zdecydowanie wolę parkę Cara i Josh. Wybacz, ale ta dwójka wydaje mi się lepsza... może przez zabawnego chłopaka? Uwielbiam jego teksty :). Pozytywny gościu, nie ma co. Co prawda on nie zmartwychwstał, ale uratował Carę :D. Do Emily i Thomasa nic nie mam, też ich lubię, ale... rozdziały im poświęcone, nie dorównują tym z Carą i Joshem ;D.
    Super, że ich znowu połączyłaś! Nie mogłam się doczekać ich spotkania, bo osobno to nie to samo co razem, a tyczy się to szczególnie chłopaków :P. A Emily nieźle ich powitała :o. Ciekawe, czy była ciężka? :D
    I Arcanum... wyjdzie z tego? Szkoda mi się jej zrobiło pod koniec :/.
    Miłego pobytu nad morzem! Tylko się nie utop! :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. boski, cudny, och, ach, czekam na cd i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak bd jakiś wątek miłosny to chciałabym żeby Emily była z Josh'em. Jakoś on bardziej mi do niej pasuje.:-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe, nie powiem ;) Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, hej, hej!
    Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Awards!
    Więcej informacji pojawi się później na http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/
    Gratulacje! ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam pytanie, dlaczego ludzie piszą takie rzeczy np. "boski, cudny, och, ach"?
    Tylko jedna osoba przede mną napisała swoje odczucia na temat rozdziału. Myślę, że większość na tym blogu i zresztą na innych również, nie piszą swoich prawdziwych odczuć. Nie mam tutaj na celu obrażanie kogokolwiek, ale takie są moje przypuszczenia.
    To może ja wezmę się za rozdział... xD
    Prawie nic nie zrozumiałam, ale spokojnie to NIE twoja wina lecz moja, ponieważ ten rozdział jest moim pierwszym na tym blogu. Powiem ci że bardzo ładnie zaczęłaś i już po pierwszym zdaniu chciałam więcej. Potem była ta dziewczynka więc myślałam, że jesteś jakimś demonem i zabije Josha, ale ta dała mu wody... (?) I jeszcze te słowa: "Uratuj Carę, uratuj mnie". A następnie Cara uratowana jeeej! (Tłumy szaleją!)
    Ogólnie podoba mi się twój styl pisania i na pewno cię odwiedzę jeszcze nie raz!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam, że dawno nie pisałam żadnego komentarza, ale nie było mnie w domu :<
    W każdym bądź razie, rozdział jest genialny (: bardzo się cieszę, że Josh uratował przyjaciółkę i wszyscy są razem :) ciekawa jestem co wydarzy się później <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Każdy kolejny rozdział coraz bardziej przybliża pary do siebie. Ale nie można się dziwić.w końcu bardzo dużo przeszli. Podziwiam oddanie i determinację Josha. Widać, że zależało mu na Carze i uratowanie jej było jego priorytetem. Ucieszyłam się, gdy jego starania nie poszły na marne i dziewczyna ożyła. Bardzo lubię tą parę;)
    I wreszcie cala czwórka się spotkała. Teraz będzie im chyba łatwiej się bronić.
    Czekam na next)

    A w wolnej chwili zapraszam do siebie na kolejny rozdział;)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz fajny styl, czasami może lekki chaos się wkrada, ale przynajmniej lektura nie jest nudna!

    OdpowiedzUsuń