sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział pierwszy - I

OSTATNI DZIEŃ WAKACJI


  31 sierpień już minął, zdmuchnęłam świeczki z tortu, a tatuś zakupił mi koleją część moich ukochanych książek w prezencie na 16 urodziny... Szkoda, że nie ma już mamy.
   Niby cudowny dzień,  lecz dla mnie to, co innego. Jutro muszę zasuwać do nowej, prestiżowej szkoły. Co ja takiego zrobiłam, że ta przeprowadzka musiała nastąpić? Śmierć mamy była strasznym ciosem, a teraz na dodatek tato postanowił mnie wywieźć tutaj, do Los Angeles. To prawda, mieszkamy w pięknej, ogromnej willi, mam wszystko, czego może pragnąć nastolatka, niby wcale nie powinnam tęsknić za miasteczkiem i małym domkiem rodzinnym... Ale ja zostawiłam tam wspomnienia, przyjaciół... No i tego chłopaka, który nie zwracał na mnie uwagi. Ale byłam już tak blisko, prawie umówił się ze mną na randkę, a tu tato wkroczył do akcji. W dodatku ciągle nawija tylko o jednym: "To jest Miasto Aniołów skarbie, spodoba ci się tutaj". Miasto Aniołów? Przy moim szczęściu życie nie będzie wyglądało anielsko, chociaż moja tajemnica może być z tymi boskimi istotami w jakimś stopniu związana. I do tego sam ten sekret... Mogłam się nim podzielić z mamą, a teraz zostałam sama... Tylko ona mnie rozumiała. Nie lubię wspominać, bo muszę wtedy wracać do mamy. Zginęła, lecz nadal nie wiem do końca jak, bo ojciec nie chce mnie informować. Ciągle ta śpiewka: "To dla twojego dobra". Kocham go, tylko on mi został, ale...

W tej chwili drzwi od pokoju otworzyły się. Emily w pośpiechu zamknęła pamiętnik i schowała go pod poduszkę. Usłyszała głos taty:
- Emily kolacja.
- Już idę! - odpowiedziała głośno.
Jej pokój był ogromny i trudno było się w nim odnaleźć. Łóżko znajdowało się koło wielkiego okna wychodzącego na ogródek, a drzwi były zamieszczone na drugim końcu pokoju, więc rozmowy na odległość zawsze były głośne. Gdy zobaczyła, że Bill opuścił pomieszczenie, spojrzała na zachodzące słońce za oknem. Po chwili przewróciła oczami, wstała i ruszyła ospale ku wyjściu. Gdy szła długim korytarzem, gdzie mieściło się dużo drzwi, a na suficie wisiały wielkie kryształowe żyrandole, a następnie schodziła drewnianymi schodami, myślała o jutrzejszym dniu. To ją przerażało. Zawsze była cicha i nieśmiała. Bała się, że gdy wejdzie do klasy, w której będą siedzieć bogate, mądre, ładne, dobrze ubrane i pewne siebie dzieciaki, to nie odnajdzie się tam, w skrócie zapadnie się pod siebie. Bała się poniżenia, zniewagi... Nie mogła się przystosować do nowego życia, do tego wielkiego miasta... Miasta Aniołów. Dobrze się uczy, ale po co od razu ta wyjątkowa szkoła? Jak to szło: " Szkoła Dla Nadzwyczajnych Uczniów Imienia Alfreda Nobla". Jej żołądek zaczął dawać się  we znaki z tego całego stresu. Chciałaby posiedzieć teraz przed kominkiem w domku w Kanadzie i czytać książki razem z rodzicami. Tylko to już nie wróci. Musiała się otrząsnąć ze wspomnień i wreszcie zacząć żyć teraźniejszością. Postanowiła włączyć optymistyczne myślenie. A może jednak się ułoży? Mogła to uznać za dobrą, nową przygodę, która da początek czemuś niezwykłemu. W szkole na pewno pozna nowych ludzi, chłopaków. Ah, jednak pominęła najgorsze... Złowieszcze prace domowe. Będzie trudniej, bez pomocy taty. Ale przecież ktoś musi zarabiać na utrzymanie tej willi. " Villa Amor"... Czy ta nazwa nie jest trochę za słodka i nie zniechęca? No cóż, przywyknie, tak jak do tego, że wszystko tutaj jest przynajmniej dla niej powiązane jakoś z aniołami. Przeszła przez wielki salon o biało-fioletowych ścianach, pełen pięknych foteli, zrobionych z białej skóry, stołu, ogromnego telewizora, sporego kominka, w którym przyjemnie tańczył ogień oraz innych gadżetów, które posiada każdy milioner i wreszcie po tej wędrówce Emily trafiła do kuchni. Bill nakładał właśnie jajecznice na talerze. Piękne marmurowe blaty ślicznie odbijały światło kryształowego żyrandola. Zmywarka cicho pracowała, a przez duże drzwi od części wypoczynkowej znajdującej się na dworze, wlatywało ciepłe powietrze wraz z promieniami zachodzącego słońca. Wokół wielkiego, drewnianego tarasu rosło mnóstwo krzewów różanych, których piękne, rozłożyste róże miały niepowtarzalne barwy od śnieżnej bieli do najciemniejszych bordów . Za nimi widniał wielki teren, na którym było zbudowane boisko "trzy w jednym", na którym można było grać w siatkówkę, tenisa oraz koszykówkę. Nieopodal znajdował się wielki basen z krystaliczną wodą, lekko falującą na wietrze, a z boku kilka jacuzzi, w których woda przyjemnie piętrzyła się z pianą oraz bąbelkami. Jeszcze dalej mieściły się ławki ogrodowe do wypoczywania z kamiennym grillem, do tego był jeszcze ogródek z warzywami, owocami oraz sad. Przy ogrodzeniu znajdowało się kilka uli, z których dobiegał bzyk pracujących pszczół. Wszystko było porządnie oświetlone lampami oraz w wielu miejscach znajdowało się dojście do prądu. Można było spokojnie umieścić na dworze telewizor, ogromne głośniki, komputery, kule dyskotekową... W skrócie było tam wszystko, a zwłaszcza pełno miejsca. Ale największą atrakcją było to, że kilkanaście metrów za ich działką, znajdowała się piękna plaża oraz morze, a teraz idealnie było widać zachód słońca. Jego pomarańczowe promienie odbijały się od tafli wody i ginęły w mroku. Szum oceanu był relaksujący. Każdy mógł uznać to miejsce za idealne, jeżeli tylko jego życie nigdy nie dało mu w kość. Emily usiadła przy drewnianym stole jadalnym, na którym był postawiony wazon z pięknymi, czerwonymi tulipanami - ulubionymi kwiatami mamy. Czemu na każdym kroku natrafia na wspomnienia związane z  Alicją? Chwyciła butelkę wody i wzięła łyka. Bill zaczął gwizdać melodię jakiejś starej piosenki country. Przypomniało jej się, jak razem z ojcem jeździła na jego ukochanym ogierze Jack'u. Biedny rumak nie doczekał tej przeprowadzki. Kilka miesięcy wcześniej padł na łące. Bill chwycił dwa talerze, nadal gwiżdżąc skoczną melodię, podał jeden córce i usiadł naprzeciwko jej. Dziewczyna zaczęła mącić w jajecznicy widelcem, nie mając zamiaru jeść. Nawet, gdyby chciała nie mogłaby, ponieważ kochany żołądek zwróciłby wszystko z powrotem przez przełyk. A stanie nad toaletą, nie jest zbyt przyjemne. Jej tato przestał jeść, wytarł usta ręką i zapytał:
- Coś nie tak hija? 
Emily popatrzyła na niego spod głowy, marszcząc czoło. 
- Przestań używać hiszpańskiego, żyjemy w Stanach Zjednoczonych, jeżeli uwielbiasz gadać w tamtym języku, to trzeba było się wyprowadzić na przykład do Madrytu. - powiedziała gardząco. 
- Ah, byłem tam kiedyś, niesamowite miasto... Tak niesamowite jak ty i twoja mama.  - chwycił słoik z papryczkami chili, który leżał na pobliskim blacie, odkręcił go, wyjął jedną i pomału zaczął ją jeść, udając to swoje wielkie zamyślenie - I wiesz, co? Spotkałem nawet samego Leo Messi'ego. - nachylił się lekko w stronę córki, przeżuwając papryczkę - Zazdro?
Emily popatrzyła na niego jednocześnie zabawnym wzrokiem, jak i gardzącym, chwyciła serwetkę i przetarła sobie nią usta. Pomału wyciągnęła dłoń ku słoikowi z papryczkami, tak jak to robiły różne aktorki z filmów meksykańskich, wyjęła jedną dobitnie, ugryzła kawałek i nachylając się tajemniczo w stronę ojca, odparła:
- Pomyślmy... Nie.
Oboje zaczęli się śmiać. Lubili rozmawiać ze sobą w ten sposób. Dziewczyna odsunęła od siebie talerz, na którym zostały trzy czwarte z jej kolacji. Bill popatrzył na to, wziął głęboki wdech, a następnie powiedział:
- Hija...
- Tato przestań! - odpowiedziała zirytowana dziewczyna.
- Zawrzyjmy układ. - rzekł ojciec, wystawiając dłoń na blat stołu - Jak ty zaczniesz jeść, to ja przestanę mówić po hiszpańsku... Wchodzisz?
Emily popatrzyła niepewnie na dłoń taty i pomału podała mu swoją, a po chwili dodała z uśmiechem:
- Ale dzisiejsza kolacja się nie liczy.
Bill przewrócił oczami, uśmiechnął się cwaniacko, przygryzł wargę i odpowiedział:
- Niech ci będzie. Za to wsadź teraz naczynia do zmywarki, a ja zaraz wracam. 
Mężczyzna wstał i wyszedł z kuchni, a jego córka zaczęła zbierać brudne naczynia. Jej mina zrzedła, gdy zobaczyła, że słońce zaraz zajdzie, co oznaczało, że rozpoczęcie roku szkolnego coraz bliżej.  Akurat, gdy skończyła swoje zadanie, w kuchni pojawił się jej ojciec, ze swoją słyną, akustyczną gitarą w ręku, która przetrwała niesamowite przygody. Podniósł instrument do góry, mówiąc przy tym:
- Ostatni dzień wakacji trzeba jakoś uczcić. - podrapał się po nosie dłonią - No nie wiem, może... Śpiewaniem? 
Oboje wyszli na taras i usiedli na dwóch miękkich leżakach, które były tam ustawione. Mężczyzna chwycił gitarę, po czym zaczął ją stroić, a dziewczyna przyglądała się temu uważnie. Jej włosy rozwiewał ciepły wiatr, wiejący od morza. Czuła w sobie przyjemne ciepło, które nie gasło nawet na myśl o szkole. Gdy patrzyła na twarz ojca, przypomniały jej się stare, dobre czasy, gdy zapraszali całą rodzinę na ognisko, wszyscy piekli kiełbaski, a on grał swoje harcerskie piosenki. Uśmiech sam zawitał na jej twarzy. Po chwili Bill zaczął grać, jedną z polskich piosenek: "Nie płacz Ewka". Wspomniała, jak dziadek opowiadał jej, że to jego ulubiona piosenka.  Pochodził on z Polski, kochał przypominać wszystkim, jaki polski lud jest waleczny, oddany ojczyźnie oraz lojalny.  Ona lubiła tego słuchać. Nie mogła uwierzyć, że w jednym harcerzu za czasów II wojny światowej było, aż tyle odwagi. Miała wielkie uznanie do tych ludzi. W końcu jej mama była Polką... Musiała przestać o tym myśleć, żeby przypadkiem nie zaczęły się z jej dłoni wydobywać na przykład promienie słońca, jak kiedyś w szkole podstawowej, gdy była niesamowicie szczęśliwa... Mieli później dużo wyjaśniania, a w tym głównie kłamania.Wsłuchała się w ciepły głos taty oraz przyjemne dźwięki gitary. Zaczęła kiwać się w lewo i w prawo w rytm muzyki. Bardzo pragnęła odwiedzić kiedyś ojczyznę dziadka. Później Bill zaśpiewał jej ukochaną piosenkę "I see fire". Muzyka całkowicie ją pochłonęła. Śpiew ojca był niepowtarzalny. Słońce już całkowicie zaszło, ustępując miejsca jaśniejącym gwiazdom na niebie. Przyjemnie było siedzieć, niczym się nie przejmować, bez problemów, strachu. Tylko dlaczego wszystko zawsze kończy się w najlepszych momentach? Gdy Emily już całkowicie się odprężyła, jej tato przestał grać, wstał, spojrzał na nią z uśmiechem i powiedział:
- Na dziś koniec, jutro szkoła.
Dziewczyna otrząsnęła się z przyjemnej zadumy, spuściła głowę, a po chwili wstała i niechętnie ruszyła do swojego pokoju. Po drodze zobaczyła, że jej ręka jest niebezpiecznie jasna oraz ciepła. Potrząsnęła nią, mając nadzieję, że jej sekret nadal pozostanie sekretem. Nie chciała mówić ojcu, że przestaje "to" kontrolować. Zanim się tam dowlekła, minęło dobra kilka minut. Przeszła przez cały pokój i całym swoim ciężarem zwaliła się na łóżko, nie mając chęci do niczego, to było dla niej totalne dno. Przekręciła się i położyła na plecy. Spojrzała na gwieździste niebo przez okno. - A może nie będzie tak źle? - pomyślała. Po chwili powiedziała sama do siebie: 
- Co ja wymyślam, będzie potwornie. 
Chwyciła poduszkę i zakryła nią sobie twarz, ze strachu. Żołądek znów wydał niepokojący dźwięk. Usłyszała jak ktoś wchodzi do pokoju, a później siada na łóżku koło niej. Nagle poczuła na swoim czole ciepłe usta ojca. Zdjęła z twarzy poduszkę, popatrzyła na niego smutnym wzrokiem i niespodziewanie przytuliła się do jego klatki piersiowej, a on objął ją ramionami. Odezwała się szeptem:
- Nie chcę iść do tej szkoły, to nie dla mnie.
- To właśnie idealne rozwiązanie dla ciebie... Hija. - odpowiedział ojciec, kołysząc się wolno w lewo, a następnie w prawo i tak w kółko.
Emily uderzyła go lekko w ramię, a następnie powiedziała już nieco głośniej:
-  Zawarliśmy układ.
Oboje zaczęli się cicho śmiać. Po parunastu minutach, dziewczyna wstała z łóżka, niechętnie wyjęła z ogromnej szafy strój na jutro: śliczną, rozkloszowaną, czarną spódnicę, białą koszulkę z falbankami na dekolcie i czarne pantofle na obcasie. Ze szkatułki na biżuterię, która leżała na biurku, wyjęła kryształowe kolczyki oraz srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca - ukochany naszyjnik jej mamy. Postawiła obok torbę z rzeczami, które chciała zostawić w szkolnych szafkach. Zabrała ręcznik oraz piżamę i wyszła z pokoju razem z Bill'em, żeby się umyć. Gdy wróciła, szybko wysuszyła mokre włosy, a później wskoczyła pod pościel i schowała do poszewki poduszki pamiętnik. Ułożyła się wygodnie, ale mimo niesamowicie miękkiego materacu, nie mogła zasnąć. Leżała na prawym boku i przyglądała się niebu, zasypanemu niezliczoną ilością świecących oraz mrugających punkcików - gwiazd. Jak to możliwe, że ona musi zawsze być dla wszystkich taka dobra, że musi być potwornie nieśmiała, cicha... Czy jej magiczne zdolności, tajemnice, sekrety, można zaliczyć do ludzkich? Czy ona jest raczej bardziej istotą niż człowiekiem... Zastanawiała się nad tym od urodzenia i gdy tylko nauczyła się wymowy, mama nauczyła ją mówić: "Odmienna nie zawsze oznacza gorsza".  Bardzo chciała tak myśleć. Ale wgniecenie metalu dłonią nie jest raczej normalne, albo czarowanie mową ludzi... Musiała przestać o tym myśleć, natychmiastowo. Było już bardzo późno, a jej oczy pomału same się zamykały, mimo iż brzuch oraz walące serce nie dawał spokoju. Jednak każdy kiedyś zaśnie. Pomyślała o tajemnicy, którą przekazała jej mama przed śmiercią. Jakby przewidziała ona dalsze wydarzenia, to że nie zdąży córce już o tym powiedzieć. Wspomniała jakieś adresy, imiona ludzi i pewną rzecz, która nigdy już nie da jej spokoju. Jednak mało z tego zapamiętała, wszystko widziała, jakby przez mgłę. Po kilku godzinach Emily zmorzył sen. 
_______________________________________________________

Pierwszy rozdział już za mną ;-) Mam nadzieję, że się spodobało, czekam na wasz szczere opinie w komentarzach ;D Pamiętajcie, że to wy motywujecie do pisania ;* Mam nadzieję, że ogólnie opowiadanie was wciągnie, mam jeszcze dużo pomysłów i akcja zdecydowanie rozwinie się później, gdy większość tajemnic głównych bohaterów nie będzie mogła być już dłużej skrywana ;-)