RODZINNE PROBLEMY NIE SĄ DLA MNIE
Emily popatrzyła to na jednego, to na drugiego z wielkim zdziwieniem.
- Kuz... Kuzyni? - spytała lekko się przy tym jąkając.
- Jak widzisz. - odpowiedział Josh - Ale kuzyni żyjący w niezgodzie. Nie chce mi się tego opowiadać, niech pan "czarujący" ci wyjaśni.
Chłopak mówił to z taka pogardą, że aż dziewczynę to zirytowało. Żeby tak bardzo nienawidzić rodziny? Czy to nie jest przesada? A może... Ona nie znała ich historii, a jeżeli wydarzyło się coś, co podzieliło ich już na zawsze? Lubiła ich obu prawie tak samo, jeżeli oni byli ze sobą, aż tak skłóceni to klops... Musi dać się to wszystko naprawić, zawsze można spróbować. Ale ta bójka była na prawdę bezmyślna ze strony tych dwóch. Wydawali się mądrzejsi. W sumie oni też jej nie znali... Ani trochę.
- Stul twarz. - opowiedział ostro Thomas.
Josh wyciągnął rękę, żeby mu przywalić, lecz Emily stanęła centralnie pomiędzy nimi, złapała rozpędzoną pięść chłopaka i gwałtownie zatrzymała ją w powietrzu. Oni popatrzyli na nią z tak potwornym zaskoczeniem, że aż zrobiło jej się nieswojo, ale nadal starała się patrzeć ostro na tych dwóch słodkich, czarujących nastolatków... Co ona wymyśla? Musiała się skupić na rozwiązaniu tego zagmatwanego sporu. Puściła pięść Josh'a i wzięła przy tym oddech, żeby się uspokoić, bo jak już wiadomo złość działa na nią oraz na jej reakcje beznadziejnie. Jej lewa zaciśnięta dłoń zaczęła podejrzanie tracić barwę, robić się przezroczysta. Potrząsnęła nią i wróciła do normy. Zawsze musiała kontrolować emocje, a zwłaszcza w miejscach publicznych, lecz w okresie dojrzewania wychodziło jej to naprawdę fatalnie. Jej moce, problemy... W końcu będzie musiała się poradzić kogoś takiego jak ona... Ale nie teraz, później.
- Nie będziecie się bić ani przy mnie, ani nigdzie, jeżeli chcecie, żebyśmy się przyjaźnili. - powiedziała Emily.
- Czy to jest szantaż? - spytał niepewnie Thomas, jakby bał się reakcji dziewczyny.
- Nie, to jest życie. Możecie się nienawidzić, ale ja lubię was obu. Chcecie to rozwalić, przez nędzny konflikt z przeszłości?
- To nie był nędzny konflikt. - powiedział cicho i ponuro Josh, jakby miał żałobę - Takich rzeczy się nie wybacza.
Dziewczyna popatrzyła na niego ze zmartwieniem i spuściła wzrok. Chciało jej się płakać. W takich momentach zawsze przypominały jej się złe wydarzenia z życia. A myśl o tym jak w Kanadzie, szła pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi ubranymi na czarno, w deszczu smutku... Na pogrzebie własnej mamy. Przygryzła wargę.
- Nie tylko wy jesteście po strasznych przejściach. - odezwała się cicho z wyraźnym smutkiem w głosie.
- To może powiemy sobie nawzajem, co nas spotkało? - spytał Thomas, miło się uśmiechając.
Emily zacisnęła wargi i pokręciła głową, po chwili dodając:
- Jeszcze nie teraz.
- Dobra ja się zmywam. - wtrącił Josh o wiele gwałtowniej niż pozostali - Do zobaczenia Emily.
Puścił oko do dziewczyny oraz uśmiechnął się uwodzicielsko, a swojego kuzyna zmierzył wzrokiem, który mówił "załatwimy to później".
Dziewczyna dziwnie się czuła, gdy szła po placu z Thomas'em. Jakby to już nie był ten sam chłopak, co wtedy, tylko ktoś inny. A może tylko jej się zdawało, bo wszystko wydarzyło się tak szybko oraz niespodziewanie. Gdy patrzyła na smutną twarz kolegi, do jej oczu napływały łzy. Tyle emocji sprawiało duże utrudnienia w kontrolowaniu jej mocy. Chciała się tym problemem z kimś podzielić... Ale nie miała z kim. Thomas'a znała za krótko, żeby móc mu wyjawić swoją tajemnice, tą odmienność. On musi ją poznać pomału, nie gwałtownie, teraz pewnie uznałby ją za dziwaka, który ma nie po kolei pod sufitem, odwróciłby się od niej i może do tego nagadał o tym wszystkim całej szkole. Beznadziejna sytuacja. Ale tak jak powiedziała: "Życie". Każdy ma je w jakiś sposób utrudnione, tylko wszyscy w inny sposób. Starała się wierzyć, że to wszystko, co ją do tej pory spotkało, zmierza ku jednemu, ku temu, żeby wreszcie była całkowicie szczęśliwa. Przeszła wiele cierpienia, ale nigdy nie załamała się tak mocno jak po śmierci Alicji. Nadal miała w głowie obraz tego policjanta, który przyjechał do nich do domu i powiedział, że jej matka zginęła na miejscu w wypadku samochodowym. Miało zostać prowadzone śledztwo, jednak Bill stanowczo odmawiał, więc ten pomysł został wyeliminowany.
I właśnie w tym momencie przypomniało jej się, jak miała wizję na pogrzebie mamy. Zapomniała jej od razu, a teraz właśnie powróciła i był to dla niej tak wielki wstrząs oraz napływa emocji, że stanęła w miejscu i wzięła głęboki oddech. Słyszała, jak Thomas mówi do niej, ale ona widziała tylko obraz dnia przed wypadkiem Alicji. Rozmawiała ze swoją matką. Siedziały na kanapie i oglądały rodzinny album. Po chwili kobieta usłyszała dziwny dźwięk, jakby ktoś stuk szybę, popatrzyła przez okno, ale nic nie zobaczyła. Następnie powiedziała do córki: "Kiedyś miałam do czynienia z ludźmi, którzy potrafili zabić setki niewinnych ludzi, jeżeli tylko im w czymś przeszkodzili. Pamiętaj córciu, jeżeli ojciec zrobi kiedyś coś, co będzie wydawało ci się potwornie głupie oraz bezsensowne, to pamiętaj, że zrobił to, aby chronić tych niewinnych."
Po tym zdaniu wizja się rozpłynęła, dziewczyna znowu normalnie widziała oraz normalnie mogła oddychać. Spojrzała na Thomas'a, który patrzył na nią przerażonym wzrokiem i trzymał ją za ramię.
- Jak ty mnie wystraszyłaś! - krzyknął chłopak - Myślałem, że masz atak! Co się stało?
Emily do oczu napłynęły łzy. Pokręciła głową, nadgryzła wargę i odpowiedziała:
- Nie teraz, powiem ci później, gdy będę wiedziała, że mnie zaakceptujesz.
Chłopak zmarszczył czoło oraz spojrzał na nią niezrozumiałym wzrokiem.
Dziewczyna ruszyła szybkim krokiem do szkoły, bo poczuła, że zbiera się na deszcz. Pomyślała, że ta wizja wyjaśniała wszystko, co zrobił jej ojciec do tej pory, a czego całkowicie nie rozumiała. To odwołane śledztwo, szybki pogrzeb oraz ta wręcz natychmiastowa przeprowadzka. Zrobił to, żeby chronić innych... Ale co mogła zagrażać jej oraz wszystkim pozostałym? Na to pytanie, nie znała odpowiedzi, ale pragnęła ją poznać ja najszybciej. Dlaczego to wszystko tak gwałtownie zapomniała, jakby dostała sklerozy? Może dlatego, że to nie był ani czas, ani miejsce, a na pewno nie była wtedy jeszcze gotowa, żeby stawić czoła temu, co dopiero ją czeka. Czuła w środku wzrastającą moc, która osiągnęła stopień krytyczny, a jej samokontrola momentalnie wysiadła. Poczuła ciepło, a jej obie dłonie zaczęły lśnić światłem. Nie miała pojęcia, co robić. To wszystko znikło, gdy złapał ją za ramię Thomas, zatrzymując przy tym i powiedział:
- Gdybym cię nie chciał od razu zaakceptować, to nawet nie zaczął bym z tobą gadać.
- Nie znasz mnie z innej strony... Z tej całkowicie innej, niebezpiecznej oraz dziwnej. - odpowiedziała Emily. Popatrzyła na jego twarz. Znów wyglądał jak anioł, który patrzył na nią tymi idealnymi, niebieskimi oczami - Obiecuję, że ci powiem... Ale zdecydowanie później.
Nie chciała dyskutować z kolegą i znów ruszyła w kierunku uczelni. I tak zrobiła za dużo, składając tą obietnicę. Jak ona mu to powie, wyjaśni? Przecież jej nie uwierzy... Z resztą, co z tego. Miała jeszcze dużo czasu, zanim to wszystko wyjdzie na jaw, nie musiała się w tej chwili tym przejmować. Skupiła się na kontrolowaniu mocy. Weszła do szkoły razem z chłopakiem dosłownie kilka sekund przed rozpoczęciem się ulewy. Mieli szczęście.
Do dzwonka zostało jeszcze trochę czasu. Thomas zaprowadził ją do hali tanecznej, gdzie pierwszy raz się zobaczyli. Usiedli na materacach, które piętrzyły się jeden na drugim, więc musieli sobie wzajemnie pomóc, żeby się tam dostać. Dziewczyna spojrzała przez okno. Zobaczyła nikłe barwy tęczy, które stawały się coraz bardziej wyraziste i nadawały niebu niepowtarzalny charakter. Spytała po chwili:
- Gdybyś nie znał wyjaśnienia, skąd bierze się tęcza, - zwróciła się do chłopaka, który patrzył na nią unosząc brwi - to jakie byłyby twoje przypuszczenia?
On uśmiechnął się, pokazując przy tym idealnie proste oraz białe zęby, spojrzał przez szybę na to wielokolorowe zjawisko i opowiedział:
- Gdy byłem mały, uważałem, że to szczęście ludzkie, które się z nas ulatnia. Tak, wiem to takie naiwne.
- Ależ skąd. - odpowiedziała w pośpiechu - Ja uważałam tak samo. Zawsze, gdy widziałam tęczę, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, więc odpowiedź była dla mnie logiczna. A później poszłam do szkoły i moja wyobraźnia została ukrócona, jak nić ścięta nożyczkami. - opowiedziała dziewczyna, udając palcami nożyczki, które coś przecinają.
Oboje popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Miło było śmiać się, nie mając powodu. Po prostu byli szczęśliwi. Jednak usłyszeli dzwonek na lekcje, a lekcje z pewnością nie kojarzyły się im z czymś przyjemnym. Szybko pobiegli przez korytarz na parterze i weszli do klasy w pośpiechu. Wszyscy uczniowie zwrócili twarze ku nim, a oni spuścili głowy i usiedli na końcu pomieszczenia. Do klasy weszła starsza kobieta z siwymi włosami oraz piwnymi oczami, ubrana w czarną spódnicę i marynarkę. Uśmiechnęła się do nich, po czym powiedziała:
- Nazywam się Ada Whistelch i będę was uczyła biologii. Nie życzę sobie gadania na mojej lekcji. Sprawdzę obecność i bierzemy się za temat.
Nauczycielka usiadła na krześle za biurkiem, po czym otworzyła dziennik. Zdążyła przeczytać zaledwie kilka nazwisk, gdy do klasy weszła pani dyrektor, mówiąc:
- Przepraszam za takie najście, ale muszę wziąć do gabinetu Thomas'a Will'a.
Pokazała na chłopaka palcem, który zrobił zmieszaną minę. Pani Ada zawołała go, a on wyszedł z klasy z panią Margaret. Emily patrzyła jeszcze za nim zdziwionym wzrokiem, ściągając przy tym brwi. Czyżby Thomas musiał rozmawiać na temat tamtego małego nieporozumienia z kuzynem? A jeżeli tutaj każdy był surowo karany za lekki wybryk? Poczuła jak jej żołądek zaczyna boleć. Bała się taki srogiego systemu.
Na lekcji ani trochę nie mogła się skupić. Ciągle spoglądała na zegarek, z wytęsknieniem czekając na upragniony dzwonek. Poza tym martwiła się o losy Thomas'a oraz Josh'a. Przecież byli to fajni, w marę normalni chłopcy, którzy nie zasłużyli na żadną surową karę... I, żeby tak długo ich przetrzymywać? O czym oni z nimi tak długo rozmawiali? A może coś się stało?.. Dziewczyna nie chciała nawet się zastanawiać, co mogło się wydarzyć. Pracowała w grupie razem z Carą, bardzo ładną oraz miłą dziewczyną, z którą świetnie się dogadywała. Dzięki temu lekcja zleciała jej szybciej. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszła z klasy razem z nową koleżanką. Martwiła się o chłopaka, którego nie widziała nawet na korytarzu. Nagle wpadł na nią jakiś uczeń, ale nie powiedział nawet "przepraszam", tylko popędził dalej. Za to następny zatrzymał się przy niej chwilowo i głośno powiedział:
- Ej nowa, biegnij na koniec korytarza!
Emily przez chwilę się zastanawiała, o co chodzi, ale gdy zrozumiała, zabolało ją serce... - Thomas - pomyślała i biegiem popędziła przed siebie, a za nią biegła Cara. Na końcu korytarza stało mnóstwo uczniów wokół czegoś, co leżało na ziemi, ale dziewczyny nie były w stanie nic zobaczyć. Zniecierpliwiona Emily przepchnęła się pomiędzy tłumem. Nagle zatrzymała się, wstrzymała oddech, a do jej oczu napłynęły łzy. Zobaczyła leżącego na ziemi Thomas'a, który był bardzo blady, miał rozbitą prawą część czoła, z której lekko leciała krew, jakby uderzył o kąt metalowej szafki i najwyraźniej był nieprzytomny. Klęczała nad nim szkolna pielęgniarka, mierzyła puls, opatrywała ramię oraz inne rany, a do tego nad nią stało kilku nauczycieli, do tego z setka uczniów dookoła. Jednak w tej chwili dziewczyna nie przejmowała się opinią innych, zrzuciła torbę na ziemię, podbiegła i przyklękła koło przyjaciela, a po jej policzkach płynęły łzy.
- Co się stało? - spytała, ledwo wymawiając słowa pielęgniarkę.
Ta popatrzyła na nią zmartwionym wzrokiem:
- Nie wiem, ale chłopak żyje i nie jest potwornym stanie. Został bardzo pobity.
Do głowy Emily napłynęły myśli. A jeśli to Josh? Przecież nie lubili się, wręcz nienawidzili... Ale to była jednak rodzina, nie chciało jej się w to wierzyć. Poczuła jak ktoś kładzie na jej ramieniu dłoń. Odwróciła się zobaczyła Josh'a, z poważną miną oraz oczami smutku. Powiedział cicho:
- Myśl co chcesz, ale kuzyna nigdy bym tak nie skrzywdził.
Dziewczyna zrobiła coś bardzo niespodziewanego. Wstała, przytuliła chłopaka, mocząc łzami oraz brudząc rozmazanym tuszem mu koszulę, po czym wyszeptała:
- Wiem, że to nie ty.
Znała chłopaka ledwo kilka godzin, ale teraz musiała się do kogoś przytulić. Nie ważne, że wszyscy patrzyli, chciała się poczuć lepiej w tym napływie potwornych emocji. Zobaczyła jak z jej dłoni wypływa coś czerwonego... Po chwili zrozumiała, że to krew. Przestraszyła się, że ktoś to zobaczył. Przestała się kontrolować przez ten strach, a potworny smutek oraz rozmyślanie, powodowało takie coś jak wylew krwi, chociaż nie miała na ciele ani jednego zadrapania. Odsunęła się od chłopaka, a następnie przetarła dłoń o dłoń, a krew momentalnie zniknęła, tylko nieliczne krople spadły na ziemię, ale raczej nikt tego nie zauważył. Podeszła do niej Cara i podała torbę. Wszyscy usłyszeli sygnał karetki, która zatrzymała się na dworze i pomału zaczęli z niej wysiadać lekarze, a z pomieszczenia z monitoringiem wybiegła gwałtownie pani dyrektor. Uczniowie patrzyli na nią. Miała przerażony wzrok, a po chwili powiedziała:
- Mieliśmy dwóch nieproszonych gości. - przełknęła ślinę - To oni chcieli zabić Thomas'a.
Emily przygryzła wargę, a po jej policzku spłynęły łzy. Josh objął ją ramieniem, a Cara chwyciła za dłoń. Nie wiedziała, kim byli ci, którzy napadli na Thomas'a, ale wiedziała, że zaatakowali jej przyjaciela przez nią. Znaleźli ją ci, przed którymi uciekała jej matka, a teraz ojciec, żeby chronić ludzi. A przez nią ucierpiał Thomas, przez to, że się z nią zadawał. Ta myśl była niesamowicie nieznośna, ryła w jej uczuciach jedną wielką próżnię, niszcząc ją od środka, dobijając... Już wiedziała jak to jest, gdy człowiek czuje, jakby ciążyło nad nim przeklęte fatum... Tak, niestety BYŁA TO JEJ WIELKA WINA.
________________________________________________
- Stul twarz. - opowiedział ostro Thomas.
Josh wyciągnął rękę, żeby mu przywalić, lecz Emily stanęła centralnie pomiędzy nimi, złapała rozpędzoną pięść chłopaka i gwałtownie zatrzymała ją w powietrzu. Oni popatrzyli na nią z tak potwornym zaskoczeniem, że aż zrobiło jej się nieswojo, ale nadal starała się patrzeć ostro na tych dwóch słodkich, czarujących nastolatków... Co ona wymyśla? Musiała się skupić na rozwiązaniu tego zagmatwanego sporu. Puściła pięść Josh'a i wzięła przy tym oddech, żeby się uspokoić, bo jak już wiadomo złość działa na nią oraz na jej reakcje beznadziejnie. Jej lewa zaciśnięta dłoń zaczęła podejrzanie tracić barwę, robić się przezroczysta. Potrząsnęła nią i wróciła do normy. Zawsze musiała kontrolować emocje, a zwłaszcza w miejscach publicznych, lecz w okresie dojrzewania wychodziło jej to naprawdę fatalnie. Jej moce, problemy... W końcu będzie musiała się poradzić kogoś takiego jak ona... Ale nie teraz, później.
- Nie będziecie się bić ani przy mnie, ani nigdzie, jeżeli chcecie, żebyśmy się przyjaźnili. - powiedziała Emily.
- Czy to jest szantaż? - spytał niepewnie Thomas, jakby bał się reakcji dziewczyny.
- Nie, to jest życie. Możecie się nienawidzić, ale ja lubię was obu. Chcecie to rozwalić, przez nędzny konflikt z przeszłości?
- To nie był nędzny konflikt. - powiedział cicho i ponuro Josh, jakby miał żałobę - Takich rzeczy się nie wybacza.
Dziewczyna popatrzyła na niego ze zmartwieniem i spuściła wzrok. Chciało jej się płakać. W takich momentach zawsze przypominały jej się złe wydarzenia z życia. A myśl o tym jak w Kanadzie, szła pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi ubranymi na czarno, w deszczu smutku... Na pogrzebie własnej mamy. Przygryzła wargę.
- Nie tylko wy jesteście po strasznych przejściach. - odezwała się cicho z wyraźnym smutkiem w głosie.
- To może powiemy sobie nawzajem, co nas spotkało? - spytał Thomas, miło się uśmiechając.
Emily zacisnęła wargi i pokręciła głową, po chwili dodając:
- Jeszcze nie teraz.
- Dobra ja się zmywam. - wtrącił Josh o wiele gwałtowniej niż pozostali - Do zobaczenia Emily.
Puścił oko do dziewczyny oraz uśmiechnął się uwodzicielsko, a swojego kuzyna zmierzył wzrokiem, który mówił "załatwimy to później".
Dziewczyna dziwnie się czuła, gdy szła po placu z Thomas'em. Jakby to już nie był ten sam chłopak, co wtedy, tylko ktoś inny. A może tylko jej się zdawało, bo wszystko wydarzyło się tak szybko oraz niespodziewanie. Gdy patrzyła na smutną twarz kolegi, do jej oczu napływały łzy. Tyle emocji sprawiało duże utrudnienia w kontrolowaniu jej mocy. Chciała się tym problemem z kimś podzielić... Ale nie miała z kim. Thomas'a znała za krótko, żeby móc mu wyjawić swoją tajemnice, tą odmienność. On musi ją poznać pomału, nie gwałtownie, teraz pewnie uznałby ją za dziwaka, który ma nie po kolei pod sufitem, odwróciłby się od niej i może do tego nagadał o tym wszystkim całej szkole. Beznadziejna sytuacja. Ale tak jak powiedziała: "Życie". Każdy ma je w jakiś sposób utrudnione, tylko wszyscy w inny sposób. Starała się wierzyć, że to wszystko, co ją do tej pory spotkało, zmierza ku jednemu, ku temu, żeby wreszcie była całkowicie szczęśliwa. Przeszła wiele cierpienia, ale nigdy nie załamała się tak mocno jak po śmierci Alicji. Nadal miała w głowie obraz tego policjanta, który przyjechał do nich do domu i powiedział, że jej matka zginęła na miejscu w wypadku samochodowym. Miało zostać prowadzone śledztwo, jednak Bill stanowczo odmawiał, więc ten pomysł został wyeliminowany.
I właśnie w tym momencie przypomniało jej się, jak miała wizję na pogrzebie mamy. Zapomniała jej od razu, a teraz właśnie powróciła i był to dla niej tak wielki wstrząs oraz napływa emocji, że stanęła w miejscu i wzięła głęboki oddech. Słyszała, jak Thomas mówi do niej, ale ona widziała tylko obraz dnia przed wypadkiem Alicji. Rozmawiała ze swoją matką. Siedziały na kanapie i oglądały rodzinny album. Po chwili kobieta usłyszała dziwny dźwięk, jakby ktoś stuk szybę, popatrzyła przez okno, ale nic nie zobaczyła. Następnie powiedziała do córki: "Kiedyś miałam do czynienia z ludźmi, którzy potrafili zabić setki niewinnych ludzi, jeżeli tylko im w czymś przeszkodzili. Pamiętaj córciu, jeżeli ojciec zrobi kiedyś coś, co będzie wydawało ci się potwornie głupie oraz bezsensowne, to pamiętaj, że zrobił to, aby chronić tych niewinnych."
Po tym zdaniu wizja się rozpłynęła, dziewczyna znowu normalnie widziała oraz normalnie mogła oddychać. Spojrzała na Thomas'a, który patrzył na nią przerażonym wzrokiem i trzymał ją za ramię.
- Jak ty mnie wystraszyłaś! - krzyknął chłopak - Myślałem, że masz atak! Co się stało?
Emily do oczu napłynęły łzy. Pokręciła głową, nadgryzła wargę i odpowiedziała:
- Nie teraz, powiem ci później, gdy będę wiedziała, że mnie zaakceptujesz.
Chłopak zmarszczył czoło oraz spojrzał na nią niezrozumiałym wzrokiem.
Dziewczyna ruszyła szybkim krokiem do szkoły, bo poczuła, że zbiera się na deszcz. Pomyślała, że ta wizja wyjaśniała wszystko, co zrobił jej ojciec do tej pory, a czego całkowicie nie rozumiała. To odwołane śledztwo, szybki pogrzeb oraz ta wręcz natychmiastowa przeprowadzka. Zrobił to, żeby chronić innych... Ale co mogła zagrażać jej oraz wszystkim pozostałym? Na to pytanie, nie znała odpowiedzi, ale pragnęła ją poznać ja najszybciej. Dlaczego to wszystko tak gwałtownie zapomniała, jakby dostała sklerozy? Może dlatego, że to nie był ani czas, ani miejsce, a na pewno nie była wtedy jeszcze gotowa, żeby stawić czoła temu, co dopiero ją czeka. Czuła w środku wzrastającą moc, która osiągnęła stopień krytyczny, a jej samokontrola momentalnie wysiadła. Poczuła ciepło, a jej obie dłonie zaczęły lśnić światłem. Nie miała pojęcia, co robić. To wszystko znikło, gdy złapał ją za ramię Thomas, zatrzymując przy tym i powiedział:
- Gdybym cię nie chciał od razu zaakceptować, to nawet nie zaczął bym z tobą gadać.
- Nie znasz mnie z innej strony... Z tej całkowicie innej, niebezpiecznej oraz dziwnej. - odpowiedziała Emily. Popatrzyła na jego twarz. Znów wyglądał jak anioł, który patrzył na nią tymi idealnymi, niebieskimi oczami - Obiecuję, że ci powiem... Ale zdecydowanie później.
Nie chciała dyskutować z kolegą i znów ruszyła w kierunku uczelni. I tak zrobiła za dużo, składając tą obietnicę. Jak ona mu to powie, wyjaśni? Przecież jej nie uwierzy... Z resztą, co z tego. Miała jeszcze dużo czasu, zanim to wszystko wyjdzie na jaw, nie musiała się w tej chwili tym przejmować. Skupiła się na kontrolowaniu mocy. Weszła do szkoły razem z chłopakiem dosłownie kilka sekund przed rozpoczęciem się ulewy. Mieli szczęście.
Do dzwonka zostało jeszcze trochę czasu. Thomas zaprowadził ją do hali tanecznej, gdzie pierwszy raz się zobaczyli. Usiedli na materacach, które piętrzyły się jeden na drugim, więc musieli sobie wzajemnie pomóc, żeby się tam dostać. Dziewczyna spojrzała przez okno. Zobaczyła nikłe barwy tęczy, które stawały się coraz bardziej wyraziste i nadawały niebu niepowtarzalny charakter. Spytała po chwili:
- Gdybyś nie znał wyjaśnienia, skąd bierze się tęcza, - zwróciła się do chłopaka, który patrzył na nią unosząc brwi - to jakie byłyby twoje przypuszczenia?
On uśmiechnął się, pokazując przy tym idealnie proste oraz białe zęby, spojrzał przez szybę na to wielokolorowe zjawisko i opowiedział:
- Gdy byłem mały, uważałem, że to szczęście ludzkie, które się z nas ulatnia. Tak, wiem to takie naiwne.
- Ależ skąd. - odpowiedziała w pośpiechu - Ja uważałam tak samo. Zawsze, gdy widziałam tęczę, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, więc odpowiedź była dla mnie logiczna. A później poszłam do szkoły i moja wyobraźnia została ukrócona, jak nić ścięta nożyczkami. - opowiedziała dziewczyna, udając palcami nożyczki, które coś przecinają.
Oboje popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Miło było śmiać się, nie mając powodu. Po prostu byli szczęśliwi. Jednak usłyszeli dzwonek na lekcje, a lekcje z pewnością nie kojarzyły się im z czymś przyjemnym. Szybko pobiegli przez korytarz na parterze i weszli do klasy w pośpiechu. Wszyscy uczniowie zwrócili twarze ku nim, a oni spuścili głowy i usiedli na końcu pomieszczenia. Do klasy weszła starsza kobieta z siwymi włosami oraz piwnymi oczami, ubrana w czarną spódnicę i marynarkę. Uśmiechnęła się do nich, po czym powiedziała:
- Nazywam się Ada Whistelch i będę was uczyła biologii. Nie życzę sobie gadania na mojej lekcji. Sprawdzę obecność i bierzemy się za temat.
Nauczycielka usiadła na krześle za biurkiem, po czym otworzyła dziennik. Zdążyła przeczytać zaledwie kilka nazwisk, gdy do klasy weszła pani dyrektor, mówiąc:
- Przepraszam za takie najście, ale muszę wziąć do gabinetu Thomas'a Will'a.
Pokazała na chłopaka palcem, który zrobił zmieszaną minę. Pani Ada zawołała go, a on wyszedł z klasy z panią Margaret. Emily patrzyła jeszcze za nim zdziwionym wzrokiem, ściągając przy tym brwi. Czyżby Thomas musiał rozmawiać na temat tamtego małego nieporozumienia z kuzynem? A jeżeli tutaj każdy był surowo karany za lekki wybryk? Poczuła jak jej żołądek zaczyna boleć. Bała się taki srogiego systemu.
Na lekcji ani trochę nie mogła się skupić. Ciągle spoglądała na zegarek, z wytęsknieniem czekając na upragniony dzwonek. Poza tym martwiła się o losy Thomas'a oraz Josh'a. Przecież byli to fajni, w marę normalni chłopcy, którzy nie zasłużyli na żadną surową karę... I, żeby tak długo ich przetrzymywać? O czym oni z nimi tak długo rozmawiali? A może coś się stało?.. Dziewczyna nie chciała nawet się zastanawiać, co mogło się wydarzyć. Pracowała w grupie razem z Carą, bardzo ładną oraz miłą dziewczyną, z którą świetnie się dogadywała. Dzięki temu lekcja zleciała jej szybciej. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszła z klasy razem z nową koleżanką. Martwiła się o chłopaka, którego nie widziała nawet na korytarzu. Nagle wpadł na nią jakiś uczeń, ale nie powiedział nawet "przepraszam", tylko popędził dalej. Za to następny zatrzymał się przy niej chwilowo i głośno powiedział:
- Ej nowa, biegnij na koniec korytarza!
Emily przez chwilę się zastanawiała, o co chodzi, ale gdy zrozumiała, zabolało ją serce... - Thomas - pomyślała i biegiem popędziła przed siebie, a za nią biegła Cara. Na końcu korytarza stało mnóstwo uczniów wokół czegoś, co leżało na ziemi, ale dziewczyny nie były w stanie nic zobaczyć. Zniecierpliwiona Emily przepchnęła się pomiędzy tłumem. Nagle zatrzymała się, wstrzymała oddech, a do jej oczu napłynęły łzy. Zobaczyła leżącego na ziemi Thomas'a, który był bardzo blady, miał rozbitą prawą część czoła, z której lekko leciała krew, jakby uderzył o kąt metalowej szafki i najwyraźniej był nieprzytomny. Klęczała nad nim szkolna pielęgniarka, mierzyła puls, opatrywała ramię oraz inne rany, a do tego nad nią stało kilku nauczycieli, do tego z setka uczniów dookoła. Jednak w tej chwili dziewczyna nie przejmowała się opinią innych, zrzuciła torbę na ziemię, podbiegła i przyklękła koło przyjaciela, a po jej policzkach płynęły łzy.
- Co się stało? - spytała, ledwo wymawiając słowa pielęgniarkę.
Ta popatrzyła na nią zmartwionym wzrokiem:
- Nie wiem, ale chłopak żyje i nie jest potwornym stanie. Został bardzo pobity.
Do głowy Emily napłynęły myśli. A jeśli to Josh? Przecież nie lubili się, wręcz nienawidzili... Ale to była jednak rodzina, nie chciało jej się w to wierzyć. Poczuła jak ktoś kładzie na jej ramieniu dłoń. Odwróciła się zobaczyła Josh'a, z poważną miną oraz oczami smutku. Powiedział cicho:
- Myśl co chcesz, ale kuzyna nigdy bym tak nie skrzywdził.
Dziewczyna zrobiła coś bardzo niespodziewanego. Wstała, przytuliła chłopaka, mocząc łzami oraz brudząc rozmazanym tuszem mu koszulę, po czym wyszeptała:
- Wiem, że to nie ty.
Znała chłopaka ledwo kilka godzin, ale teraz musiała się do kogoś przytulić. Nie ważne, że wszyscy patrzyli, chciała się poczuć lepiej w tym napływie potwornych emocji. Zobaczyła jak z jej dłoni wypływa coś czerwonego... Po chwili zrozumiała, że to krew. Przestraszyła się, że ktoś to zobaczył. Przestała się kontrolować przez ten strach, a potworny smutek oraz rozmyślanie, powodowało takie coś jak wylew krwi, chociaż nie miała na ciele ani jednego zadrapania. Odsunęła się od chłopaka, a następnie przetarła dłoń o dłoń, a krew momentalnie zniknęła, tylko nieliczne krople spadły na ziemię, ale raczej nikt tego nie zauważył. Podeszła do niej Cara i podała torbę. Wszyscy usłyszeli sygnał karetki, która zatrzymała się na dworze i pomału zaczęli z niej wysiadać lekarze, a z pomieszczenia z monitoringiem wybiegła gwałtownie pani dyrektor. Uczniowie patrzyli na nią. Miała przerażony wzrok, a po chwili powiedziała:
- Mieliśmy dwóch nieproszonych gości. - przełknęła ślinę - To oni chcieli zabić Thomas'a.
Emily przygryzła wargę, a po jej policzku spłynęły łzy. Josh objął ją ramieniem, a Cara chwyciła za dłoń. Nie wiedziała, kim byli ci, którzy napadli na Thomas'a, ale wiedziała, że zaatakowali jej przyjaciela przez nią. Znaleźli ją ci, przed którymi uciekała jej matka, a teraz ojciec, żeby chronić ludzi. A przez nią ucierpiał Thomas, przez to, że się z nią zadawał. Ta myśl była niesamowicie nieznośna, ryła w jej uczuciach jedną wielką próżnię, niszcząc ją od środka, dobijając... Już wiedziała jak to jest, gdy człowiek czuje, jakby ciążyło nad nim przeklęte fatum... Tak, niestety BYŁA TO JEJ WIELKA WINA.
________________________________________________
Mam nadzieje, że się podoba oraz, że ten "tragiczny" moment z Thoms'em rozkręci zdecydowanie akcję :P. Dziękuję wszystkim za komentarze oraz doradzania bardzo inspirują <3! Dodałam gadżet OBSERWATORZY ;). Jeżeli ktoś lubi mojego bloga, to bardzo zachęcam do dołączenia :*. Pozdrawiam wszystkich ;3. Zostawcie pamiątkę w komentarzach! :D