sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział XIII

 Miłego czytania! ♥
____________________________________________________________

W OŚRODKU NADZIEI

*Josh i Cara*

Chłopak patrzył na skamieniałą twarz przyjaciółki, a po jego suchych policzkach spłynęły łzy... Pierwsze łzy od wielu lat. To było dziwne uczucie... Nie chciał do tego wracać. Do smutku, bólu i cierpienia, gdy do głowy przychodzą tylko smutne pytania oraz rozmyślania nad sensem życia. Po co się istnieje, skoro się umiera? 
Chłopak przyłożył swoją dłoń do skamieniałego policzka Cary. Był zimny, bez barwy. W niczym nie przypominał dziewczyny, która tryskała entuzjazmem, radością oraz humorem. To ją zniszczyło. Wszystko, co było w niej najlepsze i najpiękniejsze. Jednak pomimo tego, że stała tak bez ruchu, bez uśmiechu... Chłopak widział w niej to, co zgasło w jednym momencie. Był wstanie ujrzeć radość w jej oczach i niewyraźny uśmiech, chociaż stała się kamieniem. Straciła najcenniejszy dar, jaki mógł pozyskać człowiek... Przez jego głupotę. Znienawidził siebie za to. Popełniał wiele błędów, ale nigdy nikt nie stracił przez niego życia. Chciał przeprosić Carę, przeprosić pozostałych za to, że przez niego odeszła, chciał, aby mu wybaczyli za to wszystko, co przez niego stracili i, co dopiero stracą. Uświadomił sobie dopiero teraz, jak bardzo potrzebował, żeby dziewczyna była przy nim. Teraz przeżywał najtrudniejsze wyzwania swojego życia... Pragnął przeżyć je z nią. Chciał, żeby ktoś z nim był. Nie do wiary jak szybko można było stracić cząstkę siebie, która rozpadała się po utracie kogoś bliskiego.
Pogrążony w swojej rozpaczy usłyszał za sobą chichot Meduzy. Zagotował się w nim gniew oraz nienawiść. Chciał ją zniszczyć, zabić. Pamiętał każdy szczegół, zanim Cara stała się kamieniem. Czuł w swojej dłoni dotyk jej zziębniętej ręki, jej wystraszony oddech, a także każde słowa, które wypowiedziała. W głowie szumiało mu jedno: "Meduza jest śmiertelna. Zabij ją głąbie, a później ocal Carę". Łatwiej myśleć niż zrobić. Jego plecy stały się niespodziewane zgarbione, jakby nie mógł się wyprostować przez ciężar, jaki go teraz przytłaczał. Pomimo tego wszystkiego podniósł miecz leżący u jego stóp i odwrócił się.
Pierwsza jego kluczowa myśl: "Nie zdejmuj okularów, wiedźmo". Ale najwyraźniej nie było mu przeznaczone łatwe zadanie, bo Gorgona chwyciła się za kościsty brzuch, wciąż śmiejąc się złowieszczo i pomału sięgnęła po okulary. Chłopak odwrócił się, po czym schował za skamieniałą przyjaciółką. Jego ręka otarła się o szorstką dłoń dziewczyny. Żałował, że pomimo iż ściska rękę Cary, ona nie jest wstanie odwzajemnić uścisku, jak wiele razy wcześniej. Ponownie podniósł się w nim poziom odwagi i adrenaliny. Słyszał, że wszyscy, którzy nie chcieli patrzeć na Gorgonę, bo wiedzieli, czym to się skończy, zostali skuszeni. Ale on wyprostował się i stanął tyłem do Meduzy, jednocześnie stojąc blisko kamiennej twarzy Cary. Był pewny, że ona nadal żyła. Widział w jej oczach nadzieję. On był jej nadzieją i nie zamierzał tego schrzanić. Dotknął swoją dłonią policzka przyjaciółki, wyobrażając sobie, jakby stała przed nim cała i zdrowa, po czym wyszeptał, mając wrażenie, że słyszy:
- Uratuję cię.
A następnie pognał w głąb korytarza przed siebie z zamkniętymi oczami, będąc pewnym, że kobieta-potwór zacznie go gonić. I miał rację. Gdy ją wyminął, otworzył oczy, aby się nie wywrócić i usłyszał za sobą zdezorientowany głos potwora:
- Zostawiasz przyjaciółkę?!
Gorgona ruszyła biegiem za nim, jakby bardzo zależało jej na skamienieniu go, a on wyszeptał sam do siebie, znikając w ciemności:
- Chyba śnisz.

***

Josh coraz bardziej się męczył, a jego płuca zaczęły niebezpiecznie pobolewać. Nagle zatrzymał się. Przed nim stało około stu posągów różnych ludzi. Czuł się, jak w jakimś muzeum. Oni pewnie byli nieszczęsnym dziełem kobiety. Nie mógł im pomóc, co trochę go zabolało. Skorzystał z okazji, że Meduza nie widzi go w półmroku, bo jest dość daleko. Wbiegł pomiędzy posągi, poukładane w różnych miejscach. Schował się za jednym, który stał za skalną ścianą w mroku i zaczął nasłuchiwać. Usłyszał czyjeś kroki oraz dość zdenerwowany oddech. Po chwili usłyszał przesycony jadem głos Gorgony:
- Gdzie jesteś mój drogi?
Chłopak był pewny, że znienawidził ją, jej głos, ubranie, zwariowaną, zwierzęcą fryzurę i wszystko co do niej należało... A najbardziej oczy. I na pewno nie był "jej drogim".
Nie wiedział, co ma teraz zrobić. Nie mógł zaatakować, lecz mógł ją zwodzić, mówić.
- Posejdon cię nienawidzi! - powiedział, a na jego twarzy pojawił się podstęp. 
Węże na głowie Meduzy zasyczały ze zdenerwowaniem, a z ust potwora wydobył się zdezorientowany jęk. Josh wiedział, że złapał ją do sieci.
- Nie prawda! On mnie kocha! - krzyknęła z wielkim zdenerwowaniem.
- Jasne! - odpowiedział z zażenowaniem oraz odrazą chłopak - Poprawka : KOCHAŁ! 
Gorgona wrzasnęła z rozwścieczenia. 
Chłopaka to szczerze zaskoczyło... Czyli coś na wzór demona miało uczucia? Mogło kochać i pragnąć być kochane? Było to dla niego niemożliwe. Skupił się głównie na ocaleniu Cary. Usłyszał odpowiedź istoty:
- Kocha! On mnie kocha! 
Josh nie musiał udawać lekkiego rozbawienia tą całą sytuacją. Zaśmiał się z satysfakcją, że tak łatwo udało mu się to wszystko. 
- Oczywiście. - dodał - Jeżeli ma w swoim sercu wrodzoną miłość do gadów to z pewnością, żmijo!
- Nie! Zamknij się! Nie! - krzyczała Meduza.
Ale coś w tym krzyku było nie tak. Kryła się złość oraz gniew. Ale przyćmiły je inne emocje. Żal, smutek i nieszczęście. One kłębiły się w głosie Gorgony. Mimo, że pragnęła je ukryć, nie udało jej się to. Josh nie chciał okazać się bez serca, lecz musiał uratować przyjaciółkę. Nie mógł zapominać, że to ona zamieniła ją w kamień. Nie miała uczuć... Była potworem.
- Jak sądzisz, wolał płazy czy gady? - kontynuował, lecz zdecydowanie satysfakcja ze sprawiania bólu istocie, już przestała go tak motywować - Byłaś dla niego bardziej żmiją czy ropuchą?
- Nie! Nie... To nie mogło tak być...
Rozpaczliwy głos kobiety sprawił, że w chłopaku zadrżało serce. Postrzegał ją jako potwora, bo nim była. Czuł się źle, że wywołał u niej uczucia, które budzą się w ludziach. Musiała mieć coś z człowieka. Zobaczył w mroku, kilka metrów przed nim, jak coś chwiejnie się porusza. To była Gorgona. Niespodziewanie upadła na kolana i zakryła dłońmi twarz. Jej chlipanie oraz niespokojny oddech były wręcz niesłyszalne. Ale znajdowała się na tyle blisko niego, żeby to usłyszał. Ona płakała. Tylko nad czym? Nad swoim losem, czy nad jego słowami? A może obie opcje ją dotknęły? Jakim cudem udało mu się uruchomić w niej kawałek człowieka? 
Przez te pytania na chwilę zapomniał, po co się tutaj chował. Mocnej ścisnął dłoń na rączce swojego miecza. Był pewny, że po tym jak się już z nią rozprawi, nie będzie dobrze się z tym czuł. Jakby sam był potworem. Ale, gdy tylko przypominała mu się Cara oraz to, co się z nią stało, nie miało znaczenia nic poza tym, żeby ja uratować. Niesłyszalnie wstał, wziął głęboki oddech i rzucił się na Meduzę, której z zaskoczenia udało się tylko podnieść za chwiejnych nogach. Jej załzawione oczy oraz strach w nich widniejący, zdawały się być szczere. 
Josh podniósł miecz wyżej, aby odciąć kobiecie głowę. Gdy patrzył na nią, musiał ciągle wspominać Carę oraz powtarzać sobie: "To tylko świetne aktorstwo, nie daj się nabrać". Właśnie znalazła się idealna okazja, żeby pozbyć się jednej z Gorgon. Idealna... Ale chłopak nie miał serca jej wykorzystać. Był świadom konsekwencji oraz tego, co może się z nim stać. Opuścił miecz niżej, wciąż zbliżając się na Meduzę. Musiał jednak jakoś dać sobie czas. Zamachnął się mieczem i odciął jedną nogą istocie, która zawyła z bólu, a następnie przewróciła się. 
Josh minął ją prędko i zaczął się przeciskać pomiędzy posągami, biegnąc z powrotem. Wypełniała go pustka. Z jednej strony czuł w sobie jakąś ulgę, a z drugiej większe obciążenie. Nie wiedział, co robić, a to było najgorsze w tym wszystkim. Po szybkim biegu znalazł się koło skamieniałej przyjaciółki. Bolały go płuca, mięśnie, nogi... I serce. Ogłuszony swoimi myślami, potknął się o kamień, przewracając się na Carę. Posąg przewrócił się pod jego ciężarem, a on podniósł się z niego obolały, w duchu modląc się, żeby nic nie uszkodził. Jego miecz leżał na twarzy dziewczyny. Zrobił lekką rysę na policzku. Chłopak ukląkł obok przyjaciółki, bo zobaczył, że z należącą do niego bronią, dzieje się coś dziwnego, nieokrzesanego dla jego umysłu. 
Krew Gorgony, która widniała na klindze miecza, wciąż była płynna, chociaż powinna już dawno zastygnąć. Pomału zaczęła zmieniać swoją barwę na przezroczystą, a po chwili nieliczne krople spadły na policzek dziewczyny. Kamień zaczął, jakby znikać, przywracając pierwotne ciało Carze. Jej policzek nabrał barwy. Po chwili na mieczu została już tylko jedna kropelka, która nie chciała spłynąć na przywrócony do normalności policzek.

Josh otrząsnął się z szoku i prędko dotknął palcem wody, jakby bał się, że wyparuje, bo była w tak małej ilości, po czym włożył ją do ust. Była lekko słona. On zrozumiał... To były łzy Meduzy. Krew musiała się w nie zamienić, bo płakała. Nie mógł w to uwierzyć. Odłożył delikatnie miecz, po czym spojrzał na przyjaciółkę. Ta chwila dała mu nadzieję na to, że może uratować dziewczynę. Dotknął jej zaróżowionego policzka swoją dłonią. Przypomniał sobie dotyk Cary. Do jego oczu napłynęły łzy szczęścia. Była szansa, że znów będzie żyła. Przytulił ją, bo był pewny, że ona to czuje. Miał wrażenie, że zaraz wybuchnie z radości oraz podniecenia. Nie ważne, że nie wiedział, jak zdobyć łzy Gorgony w tak dużej ilości. Liczyła się nadzieja oraz druga szansa.


*Thomas i Emily*


Thomas nie chciał w żadnym stopniu puszczać z uścisku Emily. Wrócił na Ziemię. On żył, był teraz przy przyjaciółce. Tęsknił za nią, gdyby nie wrócił, nie mógłby się z tym pogodzić. Tęskniłby za tymi wszystkimi uściskami z nią oraz chwytaniem za dłonie. Była dla niego kimś ważnym. Czasami zastanawiał się, czy nie za bardzo, ale to nie miało w tej chwili najmniejszego znaczenia. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Arcanum patrzyła się na nich, oglądając od stóp do głów. O co mogło jej chodzić? W każdym razie, po kilku minutach stało się to dość niezręczne.
W końcu Emily puściła go, a chłopak nie chciał wyjść na durnia, przytrzymując ją blisko siebie dłużej pomimo, że nie chciał ani trochę kończyć tego ciepłego oraz przepełnionego pozytywnymi uczuciami uścisku. Tego chyba najbardziej mu brakowało.
Gdy dziewczyna go puszczała, spojrzał jej w oczy i miał wrażenie, że widzi w nich iskierkę smutku, jak gdyby nie nacieszyła się nim wystarczająco od czasu, kiedy zniknął. Niestety nie mógł być tego pewien, ponieważ trwało to tylko przelotną sekundę. Ale znaczyło bardzo wiele. Czy sam wyglądał podobnie?
Kiedy jego przyjaciółka wstała, zobaczył ją idealną, jak zawsze. Wiele razy ją widział. Jako zwykłą nastolatkę, zaniedbaną dziewczynę oraz teraz. Teraz wyglądała, jak przyszła księżniczka. Pełna wdzięku, szyku oraz gracji. Nikt nie był w stanie jej dorównać.
Gdy zrozumiał, że Emily widzi, jak uważnie ją obserwuje i przy tym uśmiecha się, odwrócił wzrok i usiadł. Potwornie zakręciło mu się w głowie. Ciekawe, czy zawsze tak było, gdy wracało się z martwych. Po chwili podniósł się chwiejnie na nogi, mało co się nie wywracając. Dziewczyna podeszła do niego szybko i chwyciła pod ramię, żeby poprowadzić go do kanapy.
Usiadła koło przyjaciela, a Arcanum przyglądała im się uważnie. W końcu Emily spytała, chwytając za dłoń Thomasa, jakby się czegoś obawiała:
- Kiedy mamy iść do strażnika?
- Jeszcze nie teraz. - odpowiedziała tajemniczo kobieta.
Chłopak zastanowił się chwilę, próbując przypomnieć, o co może chodzić. Cały czas obserwował Arcanum, gdy stroiła Emily, mówiąc o tym, że ma uwodzić strażnika, kimkolwiek on był. To trochę go rozzłościło. Miał nadzieję, że to nie były objawi zazdrości. Musiał się jednak z tym pogodzić, jeżeli to miało być dla dobra ich misji, czyli życia Mysterium. Ile jeszcze poświęcą dla takiej nieznośnej dziewczyny, jak ona?
- Można bardziej szczegółowo? - ponownie zadała pytanie dziewczyna, wyraźnie dość zirytowana.
Czyżby jej również nie odpowiadało specjalnie zadanie, które miała wykonać?
- Gdy Cara i Josh się pojawią. Musicie być tam w komplecie. - powiedziała obojętnie Arcanum.
Emily podniosła się na te słowa z kanapy, a jej oczy mówiły wszystko o zaskoczeniu oraz nadziei, jakie teraz mogła przeżywać. Chłopak również z niedowierzania chciał zerwać się na równe nogi, lecz tylko się poruszył, a potwornie zabolała go cała mózgownica, do tego doszedł jeszcze ból w całym ciele, a więc zrezygnował z tego. Usiadł, skrzywiając się przy tym. Jego przyjaciółka spojrzała na niego ze współczuciem, ale po chwili odwróciła wzrok na kobietę.
- Co proszę? - Emily udało się wypowiedzieć z trudem te krótkie pytanie, przez porządnie ściśnięte gardło.
Arcanum przewróciła oczami, jakby traciła już cierpliwość do tłumaczenia wszystkiego wszystkim po kolei. Po chwili podniosła się kanapy i zawiesiła swój płaszcz w powietrzu. Wracając na swoje miejsce wypowiedziała kilka dziwnych słów, a na materiale pojawił się ekran, jak u telewizora.  Kilka razy pstryknęła palcami, a przed nimi pojawił się obraz Cary oraz klęczącego obok Josha. To wszystko wyglądało, jak jakiś film.
Emily i Thomas otworzyli szeroko oczy, jakby chcieli wyszukać czegoś, co nie wskazywał by na to, że widzą swoich prawdziwych przyjaciół, a ich usta otworzyły się lekko, nie chcąc się zamknąć z wrażenia. Dziewczyna wyjąkała coś ze zdumienia, a kobieta powiedziała, wskazując dłonią na swój zaczarowany płaszcz:
- Tak, to są naprawdę wasi przyjaciele. To co tutaj widzicie, dzieje się na prawdę. Josh i Cara ruszyli inną drogą za wami, chcąc wam pomóc. Teraz ich położenie oraz sytuacja... Nie są za ciekawe.
Przyjaciele podnieśli się gwałtownie z siedzeń, aby podejść bliżej obrazu, lecz dla chłopaka nie był to najlepszy pomysł, bo całe jego plecy przeszył okropny ból, przez co wydał jęk. Dziewczyna odwróciła się, a na jej twarzy wymalowany był strach oraz współczucie. Podeszła i wzięła go pod ramię, aby pomóc. Stanęli przed płaszczem Arcanum, która przyglądała im się ciekawym wzrokiem.
Oboje przyjrzeli się wszystkiemu dokładniej. Josh klęczał nad Carą, która... Tu Emily wydała zduszony krzyk przerażenia. Jej przyjaciółka leżała skamieniała, a Josh klęczał nad nią, uśmiechając się sam do siebie. Co w tym mogło być śmiesznego? Nie byli w stanie pojąć. Gdy tak patrzyli na to z mieszanymi emocjami, odezwała się kobieta, zwracając przy tym na siebie uwagę. Na sam jej głos, Thomasa przeszły ciarki:
- Właśnie o tym mówię. Gdy już przeżyją... Powtórka, o ile przeżyją, dostaną się tutaj magicznym portalem. Oporządzimy ich - w tej chwili zmierzyła od stóp do głów chłopaka, dodając po chwili - i ciebie, a następnie udacie się wszyscy do strażnika.
Przyjaciele pokiwali głowami, po czym znów zaczęli oglądać obraz. Wydawało się, że to mogła być jakaś ukryta kamera. Czy Arcanum ich też tak szpiegowała?
-  Nie możemy im pomóc? - spytał Thomas.
Kobieta spojrzała na niego dziwnym wzrokiem, jakby powiedział coś bardo głupiego i odpowiedziała:
- A czy gdybym mogła im pomóc, dalej bym tutaj siedziała? Mi też zależy, żeby odesłać was  z powrotem, bo już nie mam tyle siły, co kiedyś, żeby wszystkich wspierać.
Nagle na obrazie gwałtownie podniósł się Josh, wystawiając miecz przed siebie, a nieopodal pojawił się... Potwór, bo inaczej nie dało się tego nazwać.
Obrzydliwa kobieta, w wiszącej sukience oraz wężami zamiast włosów, rzuciła się na chłopaka i... I wtedy obraz zaczął migać, a następnie całkowicie zniknął.
Emily uderzyła pięścią o płaszcz ze złości, który od razu, gdy go dotknęła, spadł na ziemię. Arcanum podniosła go i zarzuciła na siebie, a Thomas spytał poddenerwowanym głosem:
- Co się stało?!
Ostatnio miał niezłą tendencję do zadawania pytań. Nie zawsze odpowiednich oraz mądrych, ale jednak je zadawał.
Emily przełknęła głośno ślinę, bo nie zapowiadały się dobre wieści ze strony Arcanum, która milczała przez dłuższy czas. Po chwili chwyciła kawałek materiału swojego płaszczu, przesuwając go w dłoni. W końcu podniosła głowę i powiedziała:
-Na pewno nic dobrego.
Po tych słowach, jej wzrok powędrował gdzieś daleko, stając się nieobecny. Przyjaciele zdezorientowani oraz przerażeni nie wiedzieli, co dalej robić. Mogli tylko czekać. Lecz czekanie nigdy nie jest odpowiednim działaniem. Nie jest żadnym działaniem.

_____________________________________________________________________

I......................... Skończyłam! :D
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
W sumie jak go przeczytałam, nie był taki zły, ale najbardziej podobała mi się część o Joshu i Carze. Całkiem fajnie mi wyszła ^^. Z Emily i Thomasem też całkiem spoko.
Liczę na wasze opinie w komentarzach :). Dają wielkiego kopa motywacyjnego! :D
Mam nadzieję, że moje wypociny nie poszły na marne ;). Uważam, że to super uczucie, gdy nie wiesz o czym pisać i w trakcie pojawia się w głowie pomysł! W tym rozdziale u mnie było tak cały czas, bo kompletnie nie wiedziałam, co pisać, a nieźle mi wyszło.
Przynajmniej, gdy to czytałam, tak mi się wydawało :>
Super jest mieć świadomość, że wyobraźnia działa :D
Wasza na pewno też!
No dobrze, nie truję już ;)
Piszcie wrażenia w komentarzach, bardzo na nie liczę ! :*
Komentujcie, pytajcie bohaterów, obserwujcie, polecajcie, wracajcie, odwiedzajcie!
Do wszystkich, którzy czytają mojego bloga - JESTEŚCIE NAJLEPSI!
Niedługo następny rozdział!
A tam w ogóle to MIŁYCH WAKACJI!
Macie jakieś oryginalne plany, na ich spędzenie? :)
Ja jadę nad morze w sierpniu, a na razie nie mogę się doczekać środy, albo przyszłej soboty! Robimy ognisko ze znajomymi <3 p="">[KLIKNIJ TUTAJ]
Jest wybierany najlepszy blog Spisu Opowieści. Liczę na to, że oddacie na mnie głosy ^^. Można głosować ile razy się chcę, a więc można 1 raz, a można też 20 razy :). Pomóżcie mi! Z góry bardzo dziękuję :* ♥
Do poczytania! ♥