czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział drugi - II

 SZKOŁA I JEDEN Z DWÓCH

  Do pokoju przez szpary pomiędzy dużymi zasłonami wleciały pierwsze promienie słońca, które osadziły się na twarzy Emily. Dziewczyna przeciągnęła się i przetarła zaspane oczy. Drzemała jeszcze chwilę, aż nagle dotarło do niej... Zaraz jedzie do szkoły. Chwyciła poduszkę, zakryła nią twarz i stłumiła krzyk. Strasznie nie chciała jechać do tej przeklętej uczelni. Pomału wstała z łóżka, założyła na stopy puchate kapcie i ruszyła do kuchni. Kilka razy stanęła w miejscu, jęknęła, powydziwiała, oparła się o ściany, ale nic nie podziałało na ojca, który przeszedł koło niej, uśmiechnął się i powiedział:
- Siema córuś, śniadanie czeka, więc gdybyś mogła trochę szybciej... To byłbym wdzięczny.
Dotknął w zabawny sposób jej nosa palcem, puścił oko i energicznym krokiem zszedł po schodach na dół. Najwyraźniej było mu bardziej do śmiechu niż Emily, w której z każdą chwilą wzmagało się zdenerwowanie oraz stres. Uderzyła pięścią w małą szafkę, stojącą na holu, zapominając o kontroli i zatrząsnęła w ten sposób połową domu. Ze ściany spadło kilka zdjęć w ramkach. Powiedziała pod nosem : "Głupie, nadprzyrodzone, utrudniające życie moce". Najdziwniejsze było to, że nie słyszała żadnego: "Wszystko w porządku skarbie?" ze strony taty. Niechętnie zeszła na dół i usiadła na krześle w kuchni z miną rozpaczy. Bill podał jej miskę płatków owsianych z mlekiem, a ona ledwo zjadła kilka łyżek. Żołądek dawał jej w kość. W sumie to przecież zawsze mało jadła, u osób z tak dziwnymi zdolnościami powinno być to uważane za całkiem normalne. Odsunęła od siebie miskę i oparła policzek o swoją dłoń. Jej tato popatrzył na nią ze zrezygnowanym wzrokiem, a później wtrącił:
- Coś nie tak hija?
- Tatooo... - odpowiedziała zbolałym głosem dziewczyna.
Ojciec przyłożył dłoń do jej czoła, po czym kontynuował:
- Nie jesteś chora, a więc zgaduję, że chodzi o - tu wziął głęboki oddech i powiedział szybko -  "Szkołę Dla Nadzwyczajnych Uczniów Imienia Alfreda Nobla" zgadza się? - po czym odetchnął.
Nawet to ani trochę nie rozbawiło Emily. Gdy słyszała nazwę tej uczelni, to czuła ukłucie w żołądku.  Popatrzyła w sufit, pomalowany farbą w kolorze kawy i odpowiedziała:
- Tak, chodzi o to. Ja nie chcę tam iść, jestem nieśmiała, boję się reakcji uczniów... Boję się tego, że ze stresu moja tajemnica się wyda.
- Będzie dobrze moje novio. Kontroluj się, a przede wszystkim zacznij jeść, bo mi w anoreksje popadniesz. - odparł Bill, jednocześnie szybko dodając - Będę używał hiszpańskiego, bo śniadanie zostało wręcz nietknięte - córka przerzuciła ospale oczami. - No dobrze, idź już do pokoju i przebierz się, mamy nieco więcej niż godzinę. 
Po tych słowach oboje wyszli z pomieszczenia. Każdy udał się do swojego pokoju, żeby się ubrać. Dziewczyna usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Zrozumiała, że nie ma wyjścia, ojciec i tak zaciągnie ją do szkoły nawet w piżamie, więc postanowiła obyć się bez kłótni. Zaczęła zakładać ubranie, biżuterię, a następnie się malować. Spojrzała w lusterko, poprawiła jeszcze włosy, chwyciła buty oraz torbę i wyszła z pokoju. Gdy znalazła się w salonie, zastała tam Bill'a. Tato odwrócił się, uśmiechnął i nagle go zamurowało. Przyglądał się jej od stóp do głów, a ona miała obawy, że o czymś zapomniała, na przykład o majtkach lub może się ubrudziła. 
- Coś nie tak? - spytała marszcząc czoło.
Ojciec przecząco pokręcił twarzą, znów się uśmiechnął, podparł się pod boki, odetchnął głęboko i odpowiedział:
- Chodzi o to, że niedawno jeszcze nie umiałaś chodzić, a teraz stoisz tu przede mną, jako piękna, dojrzała kobieta... Kobieta pełna sekretów. - wyciągnął ramiona w jej stronę - No chodź, uściskajmy się.
Emily uśmiechnęła się i mocno przytuliła ojca. Wzięła kilka głębszych wdechów, odsunęła się od taty i spytała:
-  Czy ty się perfumowałeś?
- Tak, a co? - odpowiedział zdziwiony Bill.
- Chodzi o to, że to czym się wypsikałeś, to nie są twoje perfumy... - dziewczyna zawahała się chwilowo - To są moje perfumy.
Ojciec zdziwiony chwycił kawałek koszuli i powąchał uważnie, a po chwili ze zdenerwowaniem i irytacją powiedział głośno:
- Kurwa! 
Szybkim krokiem przeszedł obok córki, popędził na górę zmienić koszulę, a Emily krzyknęła za nim śmiejąc się cicho jednocześnie:
- To ja czekam w samochodzie! 
Najwyraźniej nie tylko ona była zestresowana... To był również pierwszy dzień ojca w jego nowej pracy. Zabrała ze stołu okulary przeciw słoneczne oraz klucze od auta i wyszła drzwiami frontowymi.
Od razu, gdy znalazła się na dworze, słońce przygrzało jej prosto w twarz. Ruszyła w stronę samochodu, wsiadła do niego, wzięła głęboki oddech i czekała na ojca. Pod presją te kilka minut było dla niej wiecznością. Oddychała głośno, bojąc się, co będzie jak dojedzie do szkoły. Poczuła niepokojący ból głowy. Widziała jak przechodząca kobieta, patrzyła się na nią dziwnie. Gdy zaczęła podejrzewać, o co chodzi, nieźle się wystraszyła. Prędko popatrzyła w lusterko. Jej oczy bardzo błyszczały i pomału z niebieskiego koloru przechodziły w kolor złoty. Dziewczyna zakryła z przerażenia usta dłonią i mocno zacisnęła powieki kilka razy. Po trzeciej próbie jej oczy wróciły do normalnego odcienia błękitu. Odetchnęła z ulgą, przełykając głośno ślinę. - Samokontrola, samokontrola, samokontrola... Dasz radę kretynko - myślała Emily, po tym zdarzeniu. 
- Małe wydarzenie uboczne przy pracy - powiedziała sama do siebie. Jej głos lekko się trząsł.
Po chwili zobaczyła jak Bill wychodzi z domu i biegnie w jej stronę. Upewniła się w lusterku, że z jej wzrokiem na pewno wszystko okey. Gdy ojciec wszedł do samochodu, poczuła napływ stresu, a żołądek zaczął bardziej boleć. Właśnie siedziała w samochodzie, który zawiezie ją do miejsca, którego odpowiednikiem zdecydowanie może być dla niej piekło. Po chwili ruszyli. Trudno było sobie uświadomić, że jest się bardzo blisko szkoły, gdy myśli się tylko o tym, żeby nie zemdleć oraz utrzymać tajemnicę dla siebie. Emily całą drogę patrzyła przez szybę i nie miała ochoty rozmawiać. Po około kwadransie ujrzała na horyzoncie nową szkołę. Głośno przełknęła ślinę, a tato powiedział:
- No to miłego dnia skarbie, dasz radę. Szkoła jest niesamowita, masz tam wszystko. Basen, siłownie, stołówkę, w pełni wyposażone klasy.
- Tato STOP, stresujesz mnie coraz bardziej. - odparła dziewczyna.
- Zawsze miałaś specyficzny humor. - odpowiedział ojciec, uśmiechając się do siebie, a następnie zatrzymując pojazd.
Emily spojrzała na plac pod szkołą, gdzie kłębiło się od uczniów i poczuła mdłości. Postanowiła nie zwlekać, pocałowała Bill'a w policzek, po czym szybko wysiadła z samochodu. Stanęła na chodniku, rozejrzała się niepewnie, spuściła głowę i pomału ruszyła w stronę budynku. Mijała setki uczniów, którzy śmiali się, rozmawiali, przekrzykiwali, śpiewali, witali po wakacjach i poczuła się dość nieswojo... Bo nie znała nikogo. Rozejrzała się dookoła. Dostrzegła główne wejście do szkoły i prędko ruszyła w jego stronę. Popchnęła wielkie drzwi, zrobione z mniej więcej z 90% przezroczystego szkła. Gdy weszła do budynku, było tam bardzo niewielu uczniów. Wzięła głęboki wdech. Bardzo się stresowała. Ruszyła przed siebie. Na szerokim korytarzu znajdowało się pełno szafek, wszystkie były utrzymane idealnie oraz ponumerowane, a przez lśniące, ogromne okna wlatywało mnóstwo dziennego światła. Nagle usłyszała muzykę dobiegającą zza rogu. Skręciła kierując się dźwiękami, które zaprowadziły ją w dość odległe miejsce od głównego wejścia szkoły. Ujrzała uchylone drzwi od wielkiej hali tanecznej. Niepewnie spojrzała do środka. Zobaczyła chłopaka w czarnych dżinsach i białej koszulce. Nieopodal dostrzegła jego marynarkę oraz plecak. Miał on blond włosy, był widocznie wysportowany, a jego niebieskie oczy zdawały się być wyraźnie skupione. Kliknął coś w przenośnym magnetofonie i muzyka się zmieniła. Stanął kilka metrów dalej i zaczął tańczyć coś na wzór hip-hopu. Musiał być zawodowcem. Jego ruchy wydawały się doskonałe. Uśmiech, którym promieniował podczas tej czynności był urzekający. Emily patrzyła na to z przyjemnością. Nagle chłopak odwrócił się. Dostrzegł ją, popatrzył uważnie i powiedział głośno, pokazując w jej stronę palcem:
- Ej ty!
Dziewczyna odruchowo zrobiła krok w tył. Uciekać? Nie, to byłoby idiotyczne. Stanęła w miejscu czekając na wyrok. Chłopak szybko podbiegł do niej, otworzył drzwi na roścież i przyjrzał się jej łagodnym wzrokiem, po czym uśmiechnął, wyciągnął dłoń w geście przywitania oraz odezwał:
- Cześć, nazywam się Thomas Will. Ty jesteś tutaj nowa?
- Tak. - odpowiedziała niepewnie Emily - Nazywam się Emily Jackson, przyjechałam z Kanady.
Thomas oparł się ramieniem o drzwi, ciągle uśmiechając się uwodzicielsko. Światło, które padało na jego twarz ukazywało jego wręcz idealne rysy twarzy i umięśnione ramiona, klatkę piersiową oraz brzuch, na którym idealnie układała się koszulka.
- Kanada... Piękny kraj. - powiedział.
Dziewczyna pokiwała potwierdzająco głową, wzrok zatrzymując na podłodze, ponieważ ten ideał bardzo ją onieśmielał... A do kogo można go było porównać? Tak, dokładnie do anioła. Takie porównanie jak na razie pasowało tutaj do wszystkiego. 
- To ja chyba pójdę. - wtrąciła, przerywając ciszę.
- Ależ skąd, nie musisz. - szybko dodał chłopak.
- Muszę. - odparła, uśmiechając się niepewnie i ruszyła z powrotem korytarzem, w stronę hali, na której pani dyrektor miała wtrącić kilka słów.
Gdy weszła przez duże szklane drzwi do ogromnej hali było w niej pełno uczniów, którzy powodowali ogromny gwar. A już miała nadzieje, że odetchnie z ulgą. Dziewczyna zawsze lubiła bardziej spokój niż huk, więc szybko zaczęła boleć ją głowa. Czyżby miała objawy migreny? Przecisnęła się pomiędzy rówieśnikami i usiadła na dużej, środkowej trybunie. Po kilku minutach wszyscy już siedzieli, a na środku pojawiło się dziesięć cheerleaderek w czerwonych, bardzo krótkich sukienkach sportowych. - Kolejne "anielskie" dziewczyny - pomyślała ponuro Emily, podpierając policzek dłonią. Cheerleaderki ustawiły się w rzędzie. Pierwsza dziewczyna zrobiła krok w przód. Miała brązowe włosy, ciemną cerę i skośne oczy.  Po chwili wszystkie robiły już obroty, szpagaty, gwiazdy, salta i milion innych skomplikowanych figur, które składały się na niesamowity układ choreograficzny. Gdy skończyły zabrzmiały gromkie brawa i do tego słychać było pokrzykiwania nakręconych chłopaków... W końcu, gdyby te dziewczyny się rozebrały, a na środku tej sali postawiono by rurę, to byłoby to prawie... Jak striptiz. Kto normalny wymyślił tak dziwny układ choreograficzny? Bo on do cheerleaderek nie pasował na pewno. W każdym razie tutaj to było najwyraźniej normalne. Do mikrofonu podeszła młoda kobieta o blond włosach - pani dyrektor. 
- Witam wszystkich serdecznie na nowym roku szkolnym, - odezwała się -  a zwłaszcza nowe klasy, które dopiero zaczynają nauczanie na naszej uczelni. Nazywam się Margaret Forchos i jestem dyrektorką tej szkoły.
Emily zawsze potwornie nudziły takie przemówienia. Przestała słuchać mówiącej i zaczęła rozglądać się dookoła. Widziała jak jakieś kujony, siedzące w pierwszym rzędzie, słuchają tego napięcie, natomiast uczniowie bardziej przypominający ją, starali się zająć czymś bardziej interesującym, w tym na przykład całowaniem się ze swoim partnerem. Po kilkunastu minutach uczniowie zaczęli bić brawo i rozchodzić się. Dziewczyna wiedziała jedynie, że trafiła do klasy 1c, która mieściła się pod numerem 33. Ruszyła na pierwsze piętro. Znalazła swoją klasę na końcu korytarza. Wokół mieściło się pełno granatowych szafek, a jedna z nich niebawem miała zostać przyznana jej. Do pomieszczenia wchodzili co chwilę jacyś uczniowie. Niepewnie złapała klamkę od drzwi i ją nacisnęła, a klasa stanęła dla niej otworem. Było tam mnóstwo pojedynczych ławek w większości zajętych z tyłu. Gdy zobaczyła poniektórych chłopaków oraz dziewczyny poczuła lekkie kompleksy. Po pomieszczeniu latało mnóstwo papierowych samolocików, wszyscy głośno się śmiali i rozmawiali ze sobą, a pomiędzy ławkami przekazywano sobie pełno liścików na małych karteczkach, w skrócie- normalne zachowanie zwariowanych nastolatków. Ona znowu poczuła się niemożliwie nieswojo. Pomału ruszyła pomiędzy ławkami. Zobaczyła na samym końcu jeden wolny stolik i, gdy chciała tam pójść, usłyszała swoje imię:
- Ej, Emily tutaj!
Rozejrzała się po klasie ze zdziwieniem i zobaczyła jak jakiś chłopak macha do niej spod okna. Siedział całkowicie po innej stronie niż ona stała i opierał się o parapet plecami. Dopiero po chwili rozpoznała, że to Thomas. Uśmiechnęła się, po czym podeszła do niego. On wskazał na ławkę tuż za sobą i powiedział miło, ukazując na twarzy ten swój idealny uśmiech:
- Ta ławka jest wolna, jak chcesz to możesz siedzieć tutaj.
Emily pokiwała głową i usiadła na miejscu, kładąc torbę obok. Siedziała kilka ławek przed końcem. Oparła się łokciem o parapet, a następnie przyjrzała placowi przed szkołą. Trawnik był idealnie zadbany, na ławkach błyszczała się nowa farba. Widziała boisko do koszykówki oraz siatkówki i sklepik z jedzeniem, a gdzieś w oddali kawałek zjeżdżalni, która należała do części basenu. W sumie nie było tak źle, jak myślała, że będzie. Usłyszała otwierające się drzwi. Gdy spojrzała w ich stronę, zobaczyła cheerleaderkę, która rozpoczynała pokaz na hali. Miała na sobie czarną sukienkę również podejrzanie krótką, jakby bardzo chciała odsłonić to, czego nie powinna. Jej uroda była delikatna. Zdawała się być na prawdę piękna. Po chwili zmierzyła wzrokiem Emily i ruszyła pewnie w jej stronę. Gdy znalazła się koło niej, powiedziała:
- Niestety musisz się przesiąść nowa, to moje miejsce.
- Ale... - dziewczynę zamurowało. 
- Dobrze słyszałaś, pa-pa. -  cheerleaderka wykonała gest pożegnalny dłonią.
Emily odruchowo sięgnęła po torbę. Nie chciała wskrzeszać kłótni, ale usłyszała przeczący głos Thomas'a:
- Dlaczego ona ma się przesiadać? Była tutaj pierwsza.
Chinka zmierzyła chłopaka i odpowiedziała:
- Zawsze ja siedzę przy oknie.
- Tak było w poprzedniej szkole, teraz może nadszedł czas na zmiany. 
Ton Thomas'a zdawał się bardzo stanowczy. Patrzył na rywalkę w kłótni bardzo nieprzyjemnym wzrokiem. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zanim odeszła zwróciła się do Emily:
- Znalazłaś sobie księcia do ochrony, co?
Ona popatrzyła za odchodzącą rówieśniczką zmieszanym wzrokiem. Jakim cudem jeszcze siedziała na tym miejscu? Rozproszył ją głos chłopaka:
- Nie przejmuj się Kamilą, taka czasami jest... Nie no, nie będę cię okłamywał, zawsze taka jest.
Emily zaśmiała się cicho i razem z nowym kolegą rozmawiała tak jeszcze chwilę, gdy do klasy wszedł ich wychowawca. Był to dość młody mężczyzn, który miał ciemne włosy i jasne oczy. Jego mina była poważna.
- Cisza! - powiedział głośno, aby uciszyć klasę - Nazywam się Robert Jorysh i informuję was, że wakacje się skończyły. Jestem waszym nowym wychowawcą. - podszedł do biurka nauczycielskiego, położył na nim brązową teczkę zrobioną ze skóry i wyjął z niej jakieś kartki. - Kluczyki do szafek dostaniecie jutro. To teraz wy przedstawicie się mi, a ja rozdam plan lekcji. Zaczniemy od mojej lewej strony, proszę bardzo.
W pierwszej ławce siedział Logan Nermon, niski chłopak z okularami, nielicznymi wypryskami na nosie i piegami, przezywany przez wszystkich "kujonem". Po kilku minutach Emily usłyszała jak przedstawia się Thomas. Jego głos był przyjemny oraz pełen uciechy:
- A ja, tak jak już wszyscy wiedzą, nazywam się Thomas Will.
- Nawet nowi uczniowie? - wtrącił nauczyciel spoglądając to na chłopaka, to na Emily.
- Tak, wszyscy prze pana. 
Gdy ciche pomrukiwania oraz chichotania ucichły, odezwała się dziewczyna:
- Mam na imię Emily Jackson. - starała się lekko uśmiechnąć.  
Usłyszała jak jakieś dziewczyny mamroczą coś na tyłach, ale starała nie przejąć się tym zbytnio, bo wiedziała, że to na pewno Kamila z koleżankami. Po mniej więcej godzinie omawiania tego i owego, wreszcie zostali puszczeni do domów. Emily szybko wyszła z klasy, a gdy znalazła się na placu pod szkołą, zrozumiała, że jej tato przyjedzie dopiero za mniej więcej godzinę. Niechętnie usiadła na ławce, która była postawiona pod koroną dużej, wiszącej wierzby. Żołądek przestał już ją boleć. Wiedziała, że już po wszystkim nie musiała się stresować i wyjęła z torby kanapkę z nutellą. Nie zdążyła zjeść całej, bo zobaczyła idącego szybkim krokiem w jej stronę Thomas'a, który usiadł obok niej i odezwał się:
- Cześć. Czego nie idziesz do domu?
- Tato przyjedzie po mnie dopiero o dwunastej, mam jeszcze ponad godzinę, a nie wiem gdzie iść, bo nie znam Los Angeles ani trochę, więc utkwiłam tutaj. - wyjaśniła w skrócie dziewczyna.
- To może przejdziemy się na lody? 
Emily zastanowiła się trochę. Nie znała za dobrze tego chłopaka, ale też nie chciała sama tutaj zostać, a ta oferta była kusząca. Z resztą wydawał się on w porządku.
- Dziwnie byłoby tutaj siedzieć samej, gdy można się przejść po bardzo intrygującym mieście aniołów - odpowiedziała z figlarnym uśmieszkiem, po czym wstała z ławki i ruszyła przez plac.
Chłopak uśmiechnął się do niej, a następnie poszedł za nią. Przez większość drogi śmiali się i rozmawiali o swoich przygodach z młodszych klas. 
- Kiedyś miałam kolegę, który w ósmej klasie pocałował mnie w hangarze. Myślałam, że się ze mną umówi, ale coś nie wypaliło. Zanim się tutaj przeprowadziłam mieliśmy się spotkać, ale tato... - opowiadała Emily.
- Miałem podobnie z jedną dziewczyną, którą kochałem na zabój. Jeden gość chciał mi ją odbić, no i nie dość, że straciłem dziewczynę, to jeszcze bliskiego kumpla. - wtrącił Thomas.
- Najwyraźniej nasze życie jest równie zagmatwane.
- Dlatego tak dobrze się dogadujemy. - chłopak szturchnął koleżankę w ramię, a dziewczyna uśmiechnęła się do niego. 
Gdy znaleźli się na mieście, gdzie było znacznie mniej osób, Thomas zapytał:
- A właściwie to, gdzie mieszkasz?
- A ta wiedza potrzebna ci do szczęścia? - odpowiedziała, uśmiechając się Emily. 
- Można tak to ująć. 
- Na ulicy Every Long 28. 
- Ohoho, to musisz mieć niezłą kasę... W każdym razie najwyraźniej ja też, bo mieszkam dokładnie na Every Long 25. 
Porozmawiali jeszcze chwilę na temat pieniędzy, kupili lody i poszli usiąść na ławce na placu. 
- Możemy cię podwieźć, jeśli chcesz. - wtrąciła dziewczyna.
- Chętnie skorzystam. 
- Lubisz tańczyć? Widziałam twój układ. Poruszałeś się jak zawodowiec.
- Do zawodowca mam jak stąd do Nowego Yorku. Ale dzięki. A ty tańczysz? 
Emily pokiwała przecząco głową.
- Mogę cię trochę nauczyć jak chcesz. Na dworze i w domu mam specjalnie zbudowane miejsca do tańca. - powiedział chłopak.
- Zastanowię się. - odpowiedziała dziewczyna - A teraz wracajmy, bo mój tato nie jest cierpliwy.
W drodze powrotnej wymienili się numerami. Emily żałowała, że nie mogła dłużej porozmawiać z nowym kolegą. Czuła się z nim bardzo swobodnie. Zobaczyła w oddali wóz ojca. Nieoczekiwanie wtrącił Thomas:
- Chciałabyś wrócić do Kanady?
Dziewczyna spojrzała na niego, uniosła barki i spytała:
- A watro uciekać z miasta aniołów?
- Miasto może i jest anielskie, ale ludzie... To inna historia. - odpowiedział chłopak odwracając wzrok, który posmutniał gwałtownie, przez co i Emily poczuła wzrastające współczucie do Thomas'a. 
Gdy Bill zobaczył chłopaka, rozmawiał z nim na różne tematy w samochodzie. Dziewczyna pożegnała się z kolegą, który bardzo poprawił jej humor dzisiejszego dnia, gdy znaleźli się na miejscu . Po wejściu do domu jej ojciec zapytał:
- Podoba ci się, co nie?
- Wcale nie. - odpowiedziała szybko dziewczyna. To pytanie ją rozproszyło. Thomas jej się nie podobał, tylko bardzo go polubiła - To nowy kolega z klasy.
- No, ale jakby coś iskrzyło... To ja czekam na informacje. 
Ojciec mrugnął do niej znacząco i włączył w salonie telewizor, za to Emily popędziła do swojego pokoju, żeby się przebrać. Nie lubiła butów na obcasie, a teraz nogi ją potwornie bolały. Założyła luźne ogrodniczki i zwykłą koszulę, po czym położyła się na łóżko i zastanowiła nad wszystkim. No, a właściwie myślała o Thomas'ie. Był miłym, zabawnym oraz bardzo przystojnym chłopakiem... Ale czy tak szybko jej się spodobał? Z pewnością bardzo go lubiła. Pomyślała o swojej coraz mniej kontrolowanej mocy... Nie chciała nigdy jej ujawnić, gdyby ktoś się dowiedział, zostałaby uznana za chodzącego dziwoląga, co zrujnowało by jej życie. W szkole też nie było tak źle, ale z pewnością prócz nowego kolegi zyskała również nowego wroga, a mianowicie Kamilę. Jak ona patrzyła wtedy na Thomas'a, gdy on bronił jej... Tak bardzo zazdrośnie i jednocześnie z rozpaczą. Czyżby była zazdrosna o tego chłopaka? To nowa szkoła oraz nowi ludzie i nie miała pojęcia kto, jak i z kim. Może ona była w nim śmiertelnie zakochana? A właściwie, co ją ma to obchodzić, skoro się nie lubią. Po dość długim rozmyślaniu, co bardzo często robiła, wreszcie postanowiła się zdrzemnąć.
Gdy wstała zrozumiała, że jest już późno. Szybko poszła się wykąpać. Gdy wróciła wyjęła z wielkiej szafy z książkami powieść: "Ever". Już dawno zaczęła ją czytać, ale przeprowadza nie pozwoliła jej kontynuować tego przyjemnego zajęcia, choć bardzo ją ta lektura wciągnęła. Czuła się trochę jak bohaterka tej książki... Tylko, że ona znała swoje dziwactwa oraz zawsze je pamiętała, a tamta wymyślona dziewczyna mogła o nich zapomnieć chociażby na trochę. Jednocześnie zjadła w pokoju, opierając się o chłodne okno, płatki z mlekiem. Gdy skończyła czytać, spakowała się do szkoły na następny dzień, naszykowała ubrania, a plan lekcji przywiesiła do korkowej tablicy, wiszącej koło biurka. Położyła się pod kołdrę, ale zanim zamknęła oczy, dostała SMS-a. Gdy otworzyła go, zobaczyła, że napisał do niej Thomas: "To kiedy nauka tańca?". Uśmiechnęła się do ekranu i odpisała: "Niebawem". Gdy już prawie zasnęła, lekko uchyliła powiekę i odczytała:  " Dobranoc", które przysłał jej nowy kolega i ze szczerym uśmiechem na ustach, usnęła. 
 ________________________________________________________

Mam nadzieję, że wam się podoba, następny rozdział za mniej więcej tydzień ;-)  
Pamiętajcie, że ważne jest dla mnie komentowanie, wasze opinie. JEŚLI JESTEŚ ZOSTAW PAMIĄTKĘ <3