piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział X

Życzę miłego czytania!
______________________________________
ODWAGA

*Thomas i Emily*

Emily szła za Thomasem schodząc po ledwo widzialnej skalnej półce, która nie całkiem mieściła jej stopę, więc do ściany odwrócona była twarzą i opierała się na niej dłońmi oraz brzuchem... Dlatego, że tak było łatwiej, ale również dlatego, że miała lęk wysokości, który, jak myślała, zwalczyła w dzieciństwie, ale jednak się myliła. Dziwiła się, jakim cudem Thomas porusza się tak zwinnie oraz szybko, zważając na to, że jest od niej większy. W każdym razie starała się stawiać stopy krok w krok za przyjacielem. 
Udało im się przymocować miecze do spodni, bo te spodnie były najwyraźniej do tego przeznaczone, przez co ich wspinaczka była przynajmniej odrobinę ułatwiona... No cóż, musieli znaleźć w tej dziurze nieszczęścia jakieś optymistyczne myśli, które blakły w zastraszającym tempie, gdy coraz bardziej zbliżali się do zamglonego wejście do labiryntu. Znajdowali się jakoś dwadzieścia metrów nad ziemią, gdy skalna półka, na której opierali swoje nogi skończyła się, a pod nimi widniało wejście do ich celu. 
- I co teraz? - spytała niepewnie Emily Thomasa, która spoglądał w dół, mocno zaciskając dłonie na kamieniach.  
Dziewczyna również spojrzała w dół. Patrzyli tak chwilę, gdy niespodziewanie odpadł ze skalnej ściany kamień, którego trzymała się Emily. Dziewczyna z zaskoczenia poleciała do tyłu, co było w tym położeniu najgorsze, co mogła zrobić. Natychmiast jej stopy osunęły się, a ona zaczęła lecieć w dół. Krzyknęła głośno, a w jej głowie huczała myśl o śmierci. Co się z nią później stanie? Nie chciała w żadnym przypadku opuszczać tego miejsca. 
Thomas opanowany z prędkością świata przykucnął, jedną dłonią złapał się jak najmocniej stabilnego kamienia, a drugą chwycił dłoń zdezorientowanej przyjaciółki, która o mało co nie pociągła by go za sobą. 
Emily zawisła w powietrzu, jej nogi powiewały bezwładnie. Bała się zrobić jakikolwiek ruch w obawie, że zsunie się w dół wraz z przyjacielem. Spojrzała na jego twarz. Była nieugięta, ale w jego oczach widziała, że już ledwo daje radę. Lekko przekręciła głowę szukając ratunku. Dostrzegła metr od niej kawałek półki skalnej. Musiała się tylko rozhuśtać i byłaby uratowana. Ale Thomas wpadłby w przepaść. Popatrzyła na niego i powiedziała drżącym głosem:
- Muszę złapać twoją dłoń obiema rękami i wtedy rozkołyszę się lekko, po czym wskoczę na podporę obok... Dasz radę?
Chłopak przełknął ślinę, po czym pokiwał głową. 
- Nie zrobi tego, nie da rady - pomyślała słabo dziewczyna. Nie chciała go zabić, musiała być inna deska ratunku, tylko jaka? Zerknęła niechętnie w dół, a przed jej oczami niebezpiecznie pociemniało. Nienawidziła swojej głupiej fobii. Wiedziała, że Thomas już ledwo wytrzymuje, czuła, jak jego siła z każdą chwilą słabła. - A może tak skoczyć? - w tej chwili do jej mózgu docierał tylko taki pomysł i to beznadziejny, bo nie mogli zginąć. 
Jej miecz odbił światło, przez co rzucił  się w oczy, co poskutkowało kolejnym pomysłem ratowania się z opresji. Mogła wbić miecz w ścianę skalną i podciągnąć się na nim... W każdym razie nic lepszego nie wymyśliła, więc podzieliła się planem z przyjacielem, który ledwo już dyszał.
- Gdy będę wyjmować miecz, - mówiła - musisz się mocno trzymać, przez wszystkie moje ruchy, a na koniec lekko pociągnąć mnie do góry... Wiem, że liczę na wiele, ale...
- Dam radę. - wtrącił szybko chłopak - Tylko pośpiesz się, błagam.
Dziewczyna pokiwała porozumiewawczo głową. Przekręciła się na brzuch, przez co strasznie zabolał ją nadgarstek, wyjęła ostrożnie miecz, który gwałtownie obciążył jej prawe ramię, policzyła w myślach do trzech i wbiła miecz w skałę. 
Na początku wszystko było w najlepszym porządku, sprawdziła czy miecz mocno się trzyma, spojrzała na przyjaciela i podciągnęła się mocno do góry, szamocząc po skałach nogami, a Thomas lekko ją podniósł.
Brakowało tych kilku centymetrów, gdy miecz zaczął się chybotać, po czym wypadł i zaczął spadać w dół... A za nim poleciała cała skalna półka, zabierając w odłamkach kamieni Thomasa i Emily, którzy zjeżdżali szybko w dół.
Dziewczyna krzyczałaby w niebogłosy, gdyby nie to, że chłopak przytulił ją mocno do siebie. 




*Cara i Josh*
(w tym samym czasie)


Josh jeszcze kilka razy uderzył w kamienie zagradzające im przejście, chociaż dobrze wiedział, ze nic to nie da. 
Cara stała i patrzyła na te głazy, jak na swoje przekleństwo. Gdy chłopak się opanował, podeszła do skały, kopnęła ją z całej siły, po czym krzyknęła:
- Nie wytrzymam!
I usiadła na ziemi. Miała dosyć, chciało jej się płakać. Dlaczego to zawsze im musi się przytrafiać? Często zdarzało jej się to w dzieciństwie, ale teraz to nie było konieczne, nie chciała wspominać tamtych czasów. 
Josh ukląkł obok niej, a po chwili pomógł wstać. Oboje podeszli do Arona i Luna, którzy najwyraźniej byli na równi zdezorientowani, jak oni. Pierwszy z szoku otrząsnął się Aron, spojrzał na przyjaciół, a Josh najprawdopodobniej nie wytrzymał, bo naszły go myśli, które sprowadzały się do jednego pytania:
- Jest inna droga?
- Oczywiście. - odpowiedział niespodziewanie Lun, a oni zwrócili wzrok na niego - Ale o wiele gorsza od tej. Skoro chcecie dotrzeć do środka labiryntu inną drogą, to ostrzegam... Nie będzie ani odrobinę prostsza. Jesteście pewni...
- Jesteśmy. - odpowiedzieli jednocześnie, po czym odruchowo na siebie spojrzeli. 
Josh uśmiechnął się słabo, a Cara odwzajemniła uśmiech. Lun wziął głęboki wdech, po czym przytulił przyjaciół, jakby miał ich już nigdy więcej nie zobaczyć, co wcale nie polepszyło im humorów i podszedł do ściany od swojej lewej strony. Zamknął oczy i przyłożył dłoń do powierzchni, po czym nastała cisza. Nagle z jego ręki zaczęło wydobywać się niebieskie światło, a korytarz zaczął się trząść, przez co z sufitu posypały się odłamki kamieni. 
Jakiś ostry natrafił na nieszczęśliwy policzek Cary i naciął jej lekkie rozcięcie, a ona odruchowo złapała się za krwawiące miejsce. 
Po chwili Lun podszedł do nich, a w ścianie pojawił się ciemny korytarz oświetlony nielicznymi pochodniami. 
- Ta droga nie była otwierana przez kilka setek lat... I żałuję, że musiałem ją otworzyć.
Josh popatrzył na niego niezrozumiale, ale po chwili otrząsnął się i wszedł razem z Carą do tunelu, zostawiając Arona z Lunem za sobą.
Przyjaciele, tak jak na przyjaciół przystało byli lojalni oraz można było na nich liczyć, dlatego Cara i Josh nie zamierzali zwlekać z pomocą dla Thomasa oraz Emily... Jednak zastanawiała ich myśl, czy przypadkiem oni nie będą tej pomocy potrzebowali bardziej.
Dziewczyna trzymała w dłoni miecz, podobnie jak chłopak i odruchowo odsłoniła nacięty policzek. Chłopak  spojrzał na nią, a jego oczy powiększyły się momentalnie, gdy zobaczył krew, która ściekała z jej brody na ziemię. 
- Co ci się stało? - spytał zatrzymując się i pokazując palcem na ranę.
- Nie wiem, czy powinniśmy się tutaj zatrzymywać. - odpowiedziała nie na temat. Nie chciała gadać o tym w jak nieudolny sposób to się stało, a z tym stawaniem w takim miejscu też miała niejaką rację, mimo że rana strasznie ją piekła. Ale chłopak tylko przejechał palcem po rozcięciu, a ona odruchowo się odsunęła, bo strasznie to ją zabolało. Musiało to dziwnie wyglądać.
Cara czasami żałowała, że nie była jak Emily. Dzielna, ładna, mądra, nieustraszona... A ona musiała być tą niezdarą. 
 - Nie za dobrze to wygląda. - powiedział Josh podchodząc do niej i patrząc w oczy. - Usiądź.
Dziewczyna nie miała takiego zamiaru, chwilę się sprzeciwiała, ale jednak posłuchała jego prośby i usiadła na twardej oraz chłodnej ziemi. Chłopak ukląkł koło niej, oddarł od kawałka swojej białej koszulki kawałek materiału, po czym wyjął butelkę wody utlenionej, którą o dziwo miał w kieszeni, wylał trochę na materiał i przyłożył do policzka przyjaciółki.
Cara wzdrygnęła się lekko, ponieważ zadrapanie potwornie bolało, ale wytrzymała. Po kilku minutach ruszyli dalej, a ją nadal szczypała rana, jednak przynajmniej miała teraz świadomość, że nie zajdzie zakażenie. Niezręcznie było jej tak iść i nic nie mówić, a bardzo dziwiła ją małomówność u Josha, który zawsze nadawał, jak katarynka. Postanowiła zacząć rozmowę.
- Zawsze masz przy sobie wodę utlenioną?
- Najczęściej. Zostało mi to po tym, jak na wakacje pojechałem nad morze, gdzie był hangar i byłem tam z przyjaciółką. Reszty nie pamiętam. Rodzice mówili, że uderzyła we mnie belka, a moja koleżanka zginęła. - zwierzył się chłopak
- Ja nie chciałam... - odpowiedziała ze zmieszaniem. Nie miała zamiaru wypytywać go o rzeczy, które były jego prywatną sprawą.
- Nic się nie stało. - wtrącił, szturchając ją przyjacielsko w ramię - Każdy ma swoje dziwactwa. Jakie jest twoje?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam... Chyba mam bardzo dobre serce, zawsze protestuję przeciwko zabijaniu zwierząt i wojną... Chociaż sama biorę teraz udział w jednej. - odparła z zażenowaniem.
- Ale w słusznej. - powiedziała Josh, spoglądając pusto w przestrzeń, po czym zamilkł na dłuższą chwilę. 
Cara zastanawiała się, dlaczego chłopak, ma taki dziwny nastrój. Przeanalizowała wydarzenia... I chyba zrozumiała. Thomas był jego kuzynem, a ich relacje i tak się polepszyły, jednak, co z tego, bo nadal były fatalne. Dziewczyna dobrze wiedziała, że tym dwóm podobała się Emily, a Thomas miał teraz niepodważalną okazję, żeby się do niej zbliżyć, za to Josh tkwił tutaj z nią, czyli beznadziejnym przypadkiem. 
- Nie musisz się przejmować, przejdziemy ten labirynt z łatwością, a później powalczysz o względy Emily. - szturchnęła go łokciem w ramię, a on spojrzał na nią z rozbawieniem.
Nagle w jaskini zawiał ostry wiatr, który zgasił wszystkie pochodnie. Przyjaciele ustawili się do siebie plecami, rozglądając się dookoła i mając nadzieję, że jednak coś zobaczą w tych egipskich ciemnościach, ale widać było tylko ich miecze, które mieli przed sobą. Usłyszeli głośne ryki, krzyki, jęki. Gwałtownie wszystkie pochodnie znów zapłonęły, a oni powinni się z tego cieszyć, jednak w tej chwili przyjaciele woleliby, nadal stać w ciemnościach, niż oglądać przerażające, najprawdopodobniej niezwyciężone potwory, które teraz stały kilka metrów przed nimi. 
- Z łatwością? - spytał Josh przyjaciółkę.
- Muszę zapamiętać, żeby nie rzucać słów na wiatr. - odpowiedziała Cara, po czym potwory rzuciły się na nich, a oni musieli walczyć o życie.  


*Emily i Thomas*


Thomas miał wrażenie, że spadają z tej cholernej skarpy bardzo długo, podobnie jak Emily, chociaż dobrze wiedzieli, że trwa to zaledwie kilka sekund. 
Chłopak miał wielką nadzieję, że jak się rozbiją, to będzie przynajmniej w jednym kawałku. Nie miał  za złe przyjaciółce za to, że pociągnęła ich w dół. Najprawdopodobniej sam w końcu by spadł, a nie chciał, żeby sama spadała, więc zdecydowanie cieszył się, że jest teraz z nią. Przynajmniej nie krzyczała, więc była jeszcze szansa, że nie wszystkie potwory z okolicy wiedzą o ich pobycie w ich domu. No i miał okazję, żeby się z nią przytulić. Dobrze wiedział, że Josh mu zrobi za to niezłą jazdę, sam postąpiłby wobec niego podobnie. Przytulał ją, bo chciał i przy okazji dawało to jakieś korzyści, tak jak myślał - nie krzyczała. 
Zjeżdżali w prędkością światła, a on czuł, jak na jego nogach powstają coraz to liczniejsze obtarcia. Zobaczył, że zaledwie kilka metrów dzieli ich od uderzenia, więc mocniej przytulił Emily. Policzył do trzech i właśnie w tej chwili uderzyli o ziemię. Chłopak poturlał się w lewą stronę, a dziewczyna w prawą i przelecieli niekształtnymi fikołkami kilka metrów, aż wreszcie zatrzymali się, leżąc bezwładnie na chłodnej murawie. Thomasowi strasznie kręciło się w głowie, czuł uporczywy ból w nodze. Podniósł się i usiadł, po czym syknął z bólu i złapał się za obolałą głowę. Gdy otworzył oczy pierwsze, co zobaczył to jego noga, która miała duże, mocno krwawiące rozcięcie. Gdy podniósł wzrok, dopiero uświadomił sobie z jak wielkiej wysokości spadli... Wiedział, że cudem żył. Zobaczył w oddali Emily, która leżała na ziemi i mówiła coś na wzór cichych przekleństw, trzymając się mocno za ramię. 
Chłopak podźwignął się na nogę, bo tamta tylko mu przeszkadzała i uporczywie dawała po sobie znać, a następnie pokuśtykał do przyjaciółki. Pomógł jej się podnieść. Gdy dziewczyna odchyliła ranę na jej ramieniu, nie była ona w lepszym stanie, niż ta na jego nodze. 
- Bardzo boli? - spytał.
- Niestety. - odpowiedziała Emily, idąc krok w krok z Thomasem, który trzymał ją pod ramię, równie ranny - Chodźmy stąd, zanim jakieś potwory nas zabiją.
Był to na prawdę najlepszy pomysł, na jaki mogli teraz wpaść. Udało im się trafić do jaskini, która leżała spory kawałek, od miejsca ich rozbicia. Mogli teraz zostać tutaj, albo wejść prosto do labiryntu... Wybrali pierwszą opcję. 
Thomas doskonale wiedział, że nie mogą zostać w grocie długo, ale gdyby teraz weszli do labiryntu tacy okaleczeni, na pewno zginęliby przy pierwszym ataku.
Usiadł na przeciwko Emily, która opatrywała sobie ramię. Gdy pomyślał o walce, która ich czeka, zaczął tęsknić za Joshem. Wstydził się, że nie jest w stanie obronić przyjaciółki, bo był od niej o wiele gorszy w biciu na miecze, z resztą sam to udowodnił na treningu. Żałował, że nie jest w tym dobry. Skarcił się od środka, za tam pesymistyczne myślenie, chociaż teraz nic wesołego nie przychodziło mu do głowy. W tej głuchej ciszy, niespodziewanie odezwała się Emily.
- Jesteśmy głupi.
- Nie jesteśmy. - odparł Thomas. Poszukał w mózgu potwierdzenia jego słów, nagle rozpromienił się i odpowiedział - Ujmę to tak, człowiek inteligenty umie wybrnąć z wielkiej opresji podczas, gdy mądry nigdy by się w coś podobnego nie wpakował.
- Super, czyli jesteśmy jedynie inteligentni. - wtrąciła dziewczyna, a chłopak udał zamyślenie, po czym pokiwał zgodnie głową.
Oboje wybuchli śmiechem. Miło było uśmiechać się w tak potwornej sytuacji.  
Po mniej więcej godzinie musieli ruszać. W jaskini znaleźli broń, która zdecydowanie im się przyda. Nie zważając na to, skąd się tam wzięła, zabrali dwa miecze ze sobą.
Emily opatrzyła również nogę Thomasowi, co ona uważał za bardzo miłe i pomimo, że byli w fatalnym położeniu, nadal tliła się w nim ta iskra szczęścia, że mógł być z dziewczyną. Zatrzymali się przed wejściem do labiryntu, które było spowite odstraszającą, mleczną mgłą. Stali tak chwilę, aż usłyszeli za sobą dziwne dźwięki. Odwrócili się, wystawiając przed siebie broń, ale zobaczyli jedynie mgłę. Thomas poszedł kawałek przed siebie i nagle skoczył na niego ogromny pająk, który miał na pewno trzy metry wysokości, jednak obronił się wbijając mu broń w brzuch. Niestety nie pocieszyło go to, że sam sobie poradził, bo dookoła zaczął się zbierać pozostały tuzin innych pajęczaków. 
Chłopak cofnął się i stanął koło dziewczyny, po czym powiedział, przyglądając się zbliżającym potworom:
- To pewnie rodzinka.
Przyjaciółka pokiwała tylko głową. Niespodziewanie Emily chwyciła Thomasa za dłoń, a on aż się wzdrygnął. Bardzo chciał, żeby już go nie puściła, co mogło wydawać się dziwne, ale nic na to nie mógł poradzić. 
Dziewczyna nachyliła się do jego ucha i wyszeptała:
- Na trzy wbiegamy do labiryntu. 

On posłusznie pokiwał głową. Policzyli cicho do dwóch i rzuciły się na nich pająki, a oni krzyknęli głośno trzy, po czym wbiegli do zamglonego, ciemnego oraz ponurego labiryntu, wciąż trzymając się za dłonie... Niestety za nimi pognały potwory. 


 *Josh i Cara*


Josh stał tyłem do Cary, która drżała wręcz niewyczuwalnie ze strachu, jednak on zawsze wyczuwał najdrobniejsze szczegóły na kilometr. Przed nim stały dwa wielkie lwy, które były mniej więcej wielkości normalnych lwów... Tylko różniła ich jedna, kolosalna rzecz: te miały trzy łby. Trzy łby oznaczały trzy razy więcej ostrych, jak brzytwy zębów. 
Chłopak jednak nie zamierzał się poddawać. Musiał pomóc Emily... Dobra Thomasowi też, ale bardziej przejmował się przyjaciółką oraz tym, co jego kuzyn mógł teraz z nią robić. Przytulał ją? Ta myśl była nieznośna i dała mu dawkę siły, która zmotywowała go do walki, a co do walki, zdecydowanie nie była wyrównana. Po prostu nie przeszli wystarczającego szkolenia, żeby ich w takie coś ładować.
Do tego bał się o Carę. Była na prawdę w porządku, nie chciał, żeby coś jej się stało. Poza tym najprawdopodobniej nieźle go rozumiała, bo odgadła jego rozterki, przez co nieźle mu ulżyło, bo z kimś się nimi podzielił i miał pewność, że przyjaciółka go nie wyśmieje... W każdym razie jeszcze nie miała takiej okazji, co bardzo go cieszyło. Miał ochotę przytulić Carę, żeby dodać jej otuchy, ale w tej chwili nie był w stanie tego zrobić... Czego oczywiście żałował.  
Wtedy rzuciły się na nich potwory. Dziewczyna dzielnie odbierała atak, więc chłopak upewniony o jej bezpieczeństwie, postanowił szybko pozbyć się wroga... Co oczywiście nie było takie łatwe, jakby się wydawało.  
Na początku nie odebrał ataku, bo to nie miało sensu. Jak miał odeprzeć pięćset kilo mieczem? Postanowił trochę pouciekać, co okazało się niezłym niewypałem. Oddalił się od potwora, jednak musiał się zatrzymać, żeby się nie zgubić, a przed nim stanął lew, który swoimi trzema parami oczu spoglądał na niego z triumfem. 
Po krótkiej chwili skoczył na Josha, a ten przewrócił się całą siłą powalony na plecy. Wydał zduszony krzyk. W tej chwili miał wrażenie, jakby pękł mu kręgosłup. Lecz, gdy usłyszał krzyk Cary, zrozumiał, że to nie on był w tragicznym położeniu. Nie mógł sprawdzić, co dzieje się z jego przyjaciółką, bo całą widoczność zasłaniał mu potwór, który sterczał nad nim. Po chwili ślina z trzech paszcz wroga spadła na twarz chłopaka, co oznaczało potrójną dawkę oburzenia. Szybko uderzył mieczem łeb lwa, odwracając jego uwagę, po czym szybko skoczył na nogi, co utrudnił ból w jego plecach, a następnie powiedział:

- Stary, myjesz czasami zęby? Jeżeli obślinianie to twoje hobby, to bez żadnych sprzeciwów zainwestuje ci w pastę Colgate Max, chociaż dla ciebie chyba już nie ma ratunku!
Potwór zawył, jakby zrozumiał tą obelgę i rzucił się na Josha, który wykonał zgrabny unik, przez co lew uderzył z całą siłą w twardą, skalną ścianę, a on nie zwlekając wbił w jego plecy miecz. Polała się krew, a wróg przewrócił się na bok. Po chwili rozpadł się w pył, a chłopak podniósł swoją broń.
Usłyszał przyduszony krzyk Cary, na co natychmiastowo się odwrócił. Widok, który zobaczył pogorszył stanowczo jego samopoczucie. 
Dziewczyna przyparta była do ściany, ale nie dotykała nogami ziemi, bo ktoś przytrzymywał  kościstą dłonią jej szyję, przyduszając ją. Ten ktoś miał sylwetkę jak człowiek, podobnie ze wzrostem, ale nie było widać jego twarzy, bo na ramionach miał długi, czarny płaszcz falujący w powietrzu. Koło niego krążył drugi z lwów. 
Cara wyraźnie zaczynała tracić świadomość. Josh to widział, widział jej cierpienie, łzy w oczach, strach, ale też przeogromną pewność siebie, co niemożliwie go zaskoczyło, bo on sam na jej miejscu na pewno nie okazałby wigoru. 
Zabuzowała w nim krew, umysł się rozjaśnił, a ona zaczął biec odruchowo w stronę mężczyzny, który chciał zakończyć życie jego przyjaciółki. Drogę zagrodził mu lew, ale on nie zwrócił na niego uwagi, jakby był tylko natarczywą muchą i wbił bez wahania mu miecz, a ten wręcz natychmiastowo zamienił się w proch. 
Josh stanął na przeciwko nieznanego "ktosia", który odwrócił się w jego stronę, nie ujawniając twarzy z mroków kaptura.
- Zostaw ją. - powiedział pewnie chłopak.
Mężczyzna zaśmiał się drwiąco, a gdy uspokoił się odpowiedział:
- Bo?
- Bo to moja przyjaciółka. - Josh zauważył, że Cara ostatkiem sił zerka na niego - I w tej chwili tylko ja mogę decydować o jej losie. 
Bez wahania rzucił się na "ktosia", który osłonił się jedynie własnym ramieniem, a Josh wbił w niego miecz. Jednak mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, jak mgła... Wtedy chłopak zrozumiał, że go nie zabił. Ale mało go to obchodziło. Ukląkł koło półprzytomnej Cary, która siedziała pod ścianą z pochyloną głową. Na jej szyi widać było czerwone ślady po palcach, a na ramionach zadrapania po pazurach. Josh wiedział, że próbowała się bronić. Był wściekły na siebie, że nie zdołał jej oszczędzić tego cierpienia. Chwycił jej dłoń, a ona uchyliła powieki i uśmiechnęła się lekko, również ściskając jego dłoń, wręcz niewyczuwalnie. 
Chłopak odłożył ich miecze na bok i zdjął swoją kurtkę, złożył, po czym pomógł położyć się przyjaciółce i podłożył ubranie pod jej głowę. Sam usiadł z boku, przy okazji obejmując pierwszą w swoim życiu, tak odpowiedzialną wartę. 
Gdy Cara zasnęła przyjrzał się jej dokładniej. Włosy miała w nieładzie, co dodawało jej uroku, a na twarzy widniało zacięcie po kamieniu, który ją uderzył na samym początku, a kosmyk włosów podnosił się w górę i w dół, przez oddech z jej nosa, już zdecydowanie równomierny. 
Josh nachylił się i odgarnął włosy, które leżały na jej twarzy i sam zmęczony położył się koło niej, mając nadzieję, że nie zaśnie, co oczywiście mu nie wyszło.
 Niestety przed snem usłyszał niepokojące słowa:
- Jeszcze się spotkamy Joshu Evillu ... I wtedy będziesz musiał wybrać.
Potem chłopak już nie był świadom, tego co się dzieje.
_______________________________________________________________________

Chciałam was bardzo przeprosić, że dodaję tak późno, ale cały dzień siedziałam we Wrocławiu i nie miała dostępu do internetu :C Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Co do rozdziału, całkiem mi się podoba, nie jest źle. Bardzo ciekawi mnie wasza opinia, wiec KOMENTUJCIE I WYRAŻAJCIE OPINIĘ! ;D.
Zapraszam was również do pytania bohaterów ^^.
Ostatnio było mało komentarzy pod rozdziałem :C. No trudno, nie zmuszam was do niczego, ale trochę szkoda, że nie wszyscy wyrazili swoje opinie. Oby w tym wypadku było inaczej ;). 
Komentujcie, komentujcie i jeszcze raz KOMENTUJCIE!!! :D 
I jeszcze jedno, tekst o człowieku inteligentnym zabrałam mojej nauczycielce od matmy, bo mi się spodobał ^^. (wiem, to bardzo dziwne XD)
Do poczytania ! ♥