Miłego czytania! ♥
_____________________________________________________________________
*Thomas i Emily*
Emily biegła przed siebie ile sił miała w nogach, ale czuła z każdą sekundą, że biegnie coraz wolniej. Ale był z nią Thomas, co dodawało jej odwagi oraz tej złudnej nadziei, że może uda im się przeżyć. Ludzie mówią, że nigdy nie należy robić sobie zbędnej nadziei, ale akurat w tym przypadku była im ona potrzebna zwłaszcza, że cel był szczytny. Musieli uratować Mysterium. Dziewczynę zastanawiało, dlaczego zgodziła się na to wszystko, skoro nie miały dobrych relacji. Trudno było jej przyjąć do świadomości, że zaraz może zginąć dla osoby, która okazuje, że ma ją w głębokim poważaniu. Ale jednego była pewna - nie byłaby w stanie odmówić udzielenia pomocy Mysterium. Wiedziała, że miałaby ją na sumieniu do końca swoich dni. Zwłaszcza po rozmowie z Lunem, z której wynikało, że to ona jest po części temu nieszczęściu winna.
Nie mogła dłużej myśleć, bo potknęła się i upadła, puszczając dłoń Thomasa. Chłopak zatrzymał się i pomógł jej wstać, lecz nie zdążyli ponownie uciekać, bo jeden z wielkich pająków przeskoczył nad nimi i zagrodził im ich jedyną drogę ucieczki.
Dziewczynę przeszły ciarki na sam widok owłosionego oraz obrzydliwego stworzenia z ośmioma nogami i ośmioma oczami, a zrobiło się o wiele nieprzyjemniej, gdy wokół ich stóp zaczęła zbierać się mleczna mgła. Wiedziała, że pozostałe potwory są już blisko. Chciała coś wykombinować, ale musiała uchylić się na bok, gdy pająk rzucił się na nich.
Thomas zaczął machać do niego oraz zaczepiać go, żeby zwrócić na siebie uwagę, dzięki czemu dał jej czas. Emily miała wrażenie, że czytają sobie w myślach.
Korzystając z okazji, rozejrzała się w skupieniu gorączkowo. Dostrzegła w oddali rozgałęzienie dróg labiryntu. Nie miała najmniejszego pojęcia, którą z dwóch mają pobiec, więc postanowiła zdać się na instynkt. Spostrzegła przyjaciela, który właśnie zabijał swojego przeciwnika. Była zaskoczona, że tak dobrze sobie radzi. Spojrzeli na siebie, a gdy ich wzrok się spotkał, ponownie doznała wrażenia, jakby czytali sobie w myślach. Podbiegła do chłopaka i chwyciła jego dłoń, po czym pociągnęła prędko przed siebie, kierując się ku dwóm ścieżką. Zebrali się w samą porę, bo stado potworów właśnie znalazło się w zasięgu ich wzroku.
Emily nie słuchała tego, co mówił Thomas. Była zbyt skupiona na wytężaniu zmysłów, żeby móc podzielić swoją uwagę. W tej chwili liczyło się dla niej tylko to, aby skręcić w odpowiednią ścieżkę. Nie mogła wyrecytować wyliczanki, tak jak robiła to w dzieciństwie. Im bliżej rozstaju byli, tym bardziej opuszczało ją przekonanie oraz odwaga. Gdy miała już skręcić, gwałtownie się zatrzymała. Mgła wyraźnie zrobiła się gęstsza oraz podniosła się, chociaż nie przebiegli więcej nić dwieście metrów.
Dziewczyna przyjrzała się uważnie dwóm drogą, szukając jakiegoś najdrobniejszego szczegółu, który byłyby ją w stanie nakierować, na odpowiedni wybór. Z zadumy rozbudziło ją energiczne potrząsanie jej ramienia przez przyjaciela, który nie patrzył na nią, tylko w głąb mgły, skąd dochodziły niepokojące dźwięki... Ale cisza, która zaległa chwilę później była jeszcze straszniejsza.
- Wydaje mi się, - wyszeptał - że powinnaś się pospieszyć, bo lada moment zostaniemy zaatakowani... A ja nigdy nie chciałem skończyć, jako schabowy dla pająków, niczym robak.
Emily posłusznie pokiwała głową, zerknęła z zaniepokojeniem za siebie, ale czym prędzej znów skupiła uwagę na drodze, którą mieli pójść. Niestety nie była w stanie myśleć jedynie o jednej rzeczy, bo do jej głowy napływała teraz tona emocji, głównie nieograniczony strach, wzrastający z ogromną siłą w każdej sekundzie. Jeden szelest w tej potwornej, niemożliwej ciszy pobudzał w niej wszystkie zmysły, a serce zaczynało walić jak szalone.
Nie zdążyła wybrać, bo nieoczekiwanie skoczył na nią wielki pająk, którzy zaczął owijać ja w kokon ze swoich nici, ale Thomas szybko zareagował, zabił pająka mieczem, przez co krew rozprysła się dookoła, po czym oswobodził przyjaciółkę, której było niesamowicie niewygodnie. Jednak po chwili rzuciły się na nich dwa kolejne potwory, a oni nie mieli już ani chwili, żeby decydować, którą ścieżką pójdą dalej. Wątpili w to, że chociażby przeżyją to stracie, bo z każdej strony napływała coraz większa liczba stworzeń.
Emily zabiła dwa pająki, po długiej walce z nimi i odwróciła się. Wiedziała, że musieli już uciekać, ale nie miała pojęcia, gdzie. Nagle dostrzegła w oddali błysk, który zwrócił jej uwagę natychmiastowo, co ją cieszyło. Tutaj było się zmuszonym zwracać uwagę na najmniejsze szczegóły. Chciała pociągnąć chłopaka do siebie, ale nie odnalazła jego dłoni w pobliżu. Rozejrzała się z przerażeniem i dostrzegła go. Jeden pająk owijał go właśnie w kokon.
Dziewczyna nawet nie wiedziała, kiedy zabiła pająka, który stanął jej na drodze, później następnego i wreszcie tego, który chciał zjeść jej przyjaciela na obiad. Skoczyła mu na grzbiet od tyłu i wbiła swój miecz. Pająk wydał dziwny jęk, a następne upadł na ziemię, a ona zeskoczyła z niego, po czym oswobodziła chłopaka.
Pomogła mu wstać i, gdy już ruszali biegiem w stronę drogi, Thomasa przygniótł jeden z ostatnich pająków. Emily rzuciła się na niego, ale zanim go zabiła, potwór zdążył ugryźć jej przyjaciela w ramię, po czym umarł, przebity mieczem dziewczyny. Wyciągnęła spod wielkiego ciała Thomasa, który wyraźnie pobladł, a z dwóch dziurek, które widniały na jego ramieniu, ciekła krew. Emily chciała opatrzyć ranę, lecz kolejny pająk zaczął gnać w ich stronę, więc oni biegiem weszli na wybraną przez dziewczynę drogę. Mieli zamiar uciekać dalej, ale chłopak wywrócił się, zaczął kaszleć, jakby coś go gwałtownie osłabiło i nie mógł wstać. Przyjaciółka uklękła koło niego, a następnie popatrzyła w stronę pająka, który skoczył na nich. Zamknęła oczy, czekając na śmierć, ale usłyszała tylko dziwny dźwięk, jakby uderzenie piłki o szybę. Uchyliła powieki i zobaczyła, jak potwory próbują przedostać się do nich, ale uniemożliwia im to niewidzialna tarcza.
Emily uśmiechnęła się do siebie, bo wiedziała, że dobrze wybrała, jednak mina jej zrzedła, gdy spojrzała na Thomasa. Leżał na plecach oraz oddychał głośno, a jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie. Cały zbladł, a rana po zębach pająka wyraźnie pogorszyła swój stan. Zaczęła wydostawać się z niej biała piana z krwią. Do dziewczyny dotarł ten przerażający fakt, że jej przyjaciel został jadowicie ugryziony, przez co teraz umiera, najprawdopodobniej za kilkanaście minut nie będzie go już na tym świecie, a ona nie miała ani jednego lekarstwa.
- To wszystko moja wina. - wyszeptała cicho, klęcząc nad półprzytomnym Thomasem, a łzy kapały na policzki jej przyjaciela.
Dziewczynę przeszły ciarki na sam widok owłosionego oraz obrzydliwego stworzenia z ośmioma nogami i ośmioma oczami, a zrobiło się o wiele nieprzyjemniej, gdy wokół ich stóp zaczęła zbierać się mleczna mgła. Wiedziała, że pozostałe potwory są już blisko. Chciała coś wykombinować, ale musiała uchylić się na bok, gdy pająk rzucił się na nich.
Thomas zaczął machać do niego oraz zaczepiać go, żeby zwrócić na siebie uwagę, dzięki czemu dał jej czas. Emily miała wrażenie, że czytają sobie w myślach.
Korzystając z okazji, rozejrzała się w skupieniu gorączkowo. Dostrzegła w oddali rozgałęzienie dróg labiryntu. Nie miała najmniejszego pojęcia, którą z dwóch mają pobiec, więc postanowiła zdać się na instynkt. Spostrzegła przyjaciela, który właśnie zabijał swojego przeciwnika. Była zaskoczona, że tak dobrze sobie radzi. Spojrzeli na siebie, a gdy ich wzrok się spotkał, ponownie doznała wrażenia, jakby czytali sobie w myślach. Podbiegła do chłopaka i chwyciła jego dłoń, po czym pociągnęła prędko przed siebie, kierując się ku dwóm ścieżką. Zebrali się w samą porę, bo stado potworów właśnie znalazło się w zasięgu ich wzroku.
Emily nie słuchała tego, co mówił Thomas. Była zbyt skupiona na wytężaniu zmysłów, żeby móc podzielić swoją uwagę. W tej chwili liczyło się dla niej tylko to, aby skręcić w odpowiednią ścieżkę. Nie mogła wyrecytować wyliczanki, tak jak robiła to w dzieciństwie. Im bliżej rozstaju byli, tym bardziej opuszczało ją przekonanie oraz odwaga. Gdy miała już skręcić, gwałtownie się zatrzymała. Mgła wyraźnie zrobiła się gęstsza oraz podniosła się, chociaż nie przebiegli więcej nić dwieście metrów.
Dziewczyna przyjrzała się uważnie dwóm drogą, szukając jakiegoś najdrobniejszego szczegółu, który byłyby ją w stanie nakierować, na odpowiedni wybór. Z zadumy rozbudziło ją energiczne potrząsanie jej ramienia przez przyjaciela, który nie patrzył na nią, tylko w głąb mgły, skąd dochodziły niepokojące dźwięki... Ale cisza, która zaległa chwilę później była jeszcze straszniejsza.
- Wydaje mi się, - wyszeptał - że powinnaś się pospieszyć, bo lada moment zostaniemy zaatakowani... A ja nigdy nie chciałem skończyć, jako schabowy dla pająków, niczym robak.
Emily posłusznie pokiwała głową, zerknęła z zaniepokojeniem za siebie, ale czym prędzej znów skupiła uwagę na drodze, którą mieli pójść. Niestety nie była w stanie myśleć jedynie o jednej rzeczy, bo do jej głowy napływała teraz tona emocji, głównie nieograniczony strach, wzrastający z ogromną siłą w każdej sekundzie. Jeden szelest w tej potwornej, niemożliwej ciszy pobudzał w niej wszystkie zmysły, a serce zaczynało walić jak szalone.
Nie zdążyła wybrać, bo nieoczekiwanie skoczył na nią wielki pająk, którzy zaczął owijać ja w kokon ze swoich nici, ale Thomas szybko zareagował, zabił pająka mieczem, przez co krew rozprysła się dookoła, po czym oswobodził przyjaciółkę, której było niesamowicie niewygodnie. Jednak po chwili rzuciły się na nich dwa kolejne potwory, a oni nie mieli już ani chwili, żeby decydować, którą ścieżką pójdą dalej. Wątpili w to, że chociażby przeżyją to stracie, bo z każdej strony napływała coraz większa liczba stworzeń.
Emily zabiła dwa pająki, po długiej walce z nimi i odwróciła się. Wiedziała, że musieli już uciekać, ale nie miała pojęcia, gdzie. Nagle dostrzegła w oddali błysk, który zwrócił jej uwagę natychmiastowo, co ją cieszyło. Tutaj było się zmuszonym zwracać uwagę na najmniejsze szczegóły. Chciała pociągnąć chłopaka do siebie, ale nie odnalazła jego dłoni w pobliżu. Rozejrzała się z przerażeniem i dostrzegła go. Jeden pająk owijał go właśnie w kokon.
Dziewczyna nawet nie wiedziała, kiedy zabiła pająka, który stanął jej na drodze, później następnego i wreszcie tego, który chciał zjeść jej przyjaciela na obiad. Skoczyła mu na grzbiet od tyłu i wbiła swój miecz. Pająk wydał dziwny jęk, a następne upadł na ziemię, a ona zeskoczyła z niego, po czym oswobodziła chłopaka.
Pomogła mu wstać i, gdy już ruszali biegiem w stronę drogi, Thomasa przygniótł jeden z ostatnich pająków. Emily rzuciła się na niego, ale zanim go zabiła, potwór zdążył ugryźć jej przyjaciela w ramię, po czym umarł, przebity mieczem dziewczyny. Wyciągnęła spod wielkiego ciała Thomasa, który wyraźnie pobladł, a z dwóch dziurek, które widniały na jego ramieniu, ciekła krew. Emily chciała opatrzyć ranę, lecz kolejny pająk zaczął gnać w ich stronę, więc oni biegiem weszli na wybraną przez dziewczynę drogę. Mieli zamiar uciekać dalej, ale chłopak wywrócił się, zaczął kaszleć, jakby coś go gwałtownie osłabiło i nie mógł wstać. Przyjaciółka uklękła koło niego, a następnie popatrzyła w stronę pająka, który skoczył na nich. Zamknęła oczy, czekając na śmierć, ale usłyszała tylko dziwny dźwięk, jakby uderzenie piłki o szybę. Uchyliła powieki i zobaczyła, jak potwory próbują przedostać się do nich, ale uniemożliwia im to niewidzialna tarcza.
Emily uśmiechnęła się do siebie, bo wiedziała, że dobrze wybrała, jednak mina jej zrzedła, gdy spojrzała na Thomasa. Leżał na plecach oraz oddychał głośno, a jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie. Cały zbladł, a rana po zębach pająka wyraźnie pogorszyła swój stan. Zaczęła wydostawać się z niej biała piana z krwią. Do dziewczyny dotarł ten przerażający fakt, że jej przyjaciel został jadowicie ugryziony, przez co teraz umiera, najprawdopodobniej za kilkanaście minut nie będzie go już na tym świecie, a ona nie miała ani jednego lekarstwa.
- To wszystko moja wina. - wyszeptała cicho, klęcząc nad półprzytomnym Thomasem, a łzy kapały na policzki jej przyjaciela.
*Josh i Cara*
Cara obudziła się gwałtownie i złapała odruchowo za szyję w obawie, że ktoś ją dusi. Miała nocny koszmar. Cieszyła się, że wstała. Bo kto normalny chciałby zostać w śnie, który był na prawdę realistyczny, lecz niestety nie optymistyczny, bo była ścigana, a później duszona. Pewnie została jej jakaś trauma po ostatnim incydencie z "ktosiem". Przekręciła się na plecy, bo całą noc spała na jednym boku, co wyraźnie odbiło się na niej, bo odezwał się uciążliwy ból. Zdecydowanie tego nie znosiła. Gdy chciała przekręcić się z pleców na kolejny bok, jej twarzy zatrzymała się kilka centymetrów przed twarzą Josha, więc wstrzymała oddech. Kompletnie ją to zaskoczyło. Podniosła się pomału, żeby nie obudzić drzemiącego przyjaciela. Najprawdopodobniej nie śniły mu się żadne koszmary, bo spał w najlepsze. Nagle zaczął coś bełkotać, a dziewczyna podsłuchała:
- Zostaw tą deskę klozetową! - mówił przez sen.
Cara nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Komu normalnemu śnią się deski klozetowe? Postanowiła obudzić przyjaciela, pomimo że tak słodko spadł, bo musieli dotrzeć do celu. Nadal rozbawiona jego słowami, szturchnęła jego ramię kilka razy, aż wreszcie przeciągnął się na ziemi, przetarł zaspane oczy i podniósł się siadając koło niej.
- Czemu tak dziwnie na mnie patrzysz? - spytał ziewając przy tym.
- Fajne rzeczy mówiłeś przez sen. - zachichotała dziewczyna - Miło śnić o kiblach?
Josh zaśmiał się cicho, po czym odpowiedział:
- Nie bardzo. Zwłaszcza, gdy śnią ci się latające desety i sikający mężczyźni.
Cara popatrzyła na niego ze zdziwieniem, a później ze śmiechu, aż rozbolał ją brzuch. Nie mogła uwierzyć, że spała koło kogoś, komu poprzewracało się chyba po walce coś pod sufitem.
Po chwili chłopak podniósł się z ziemi i otrzepał z siebie kurz, a następnie pomógł wstać przyjaciółce. Chwycili swoje miecze i prędko ruszyli podziemnym korytarzem. Po drodze rozmawiali o śnie Josha. Nie do wiary, jak banalne rzeczy potrafią poprawić humor człowiekowi. Gdy chłopak zaproponował, żeby Cara opowiedziała swój sen, jej mina gwałtownie zmieniła wyraz. Nie bardzo chciała do tego wracać. Od razu przed oczami pojawiały się obrazy z tego koszmaru.
Dziewczyna głośno przełknęła swoją ślinę, po czym odruchowo przejechała dłonią po swojej szyi. Zauważył to chłopak i jego mina też zrobiła się bardziej niewyraźna. Nie dało się z niej odczytać, jakie duszą się w nim teraz emocje oraz uczucia.
Cara dopiero teraz dostrzegła, że ma lekkie obtarcia w tym miejscu, gdzie przyduszał ją "ktoś". Znów przypomniało jej się tamto wydarzenie.
Patrzyła kątem oka na Josha, który zaciągał lwa, gdzieś dalej, a ona walczyła z drugim. Dawała sobie z nim radę, chociaż nie było łatwo, a niespodziewanie potwór przestał atakować i po prostu odszedł od niej. Ona podążyła za nim niezrozumiałym wzrokiem, nie wiedząc, co to znaczy. Nagle usłyszała za sobą szmery, odwróciła się, a z cienia z głębi korytarza wyszedł najprawdopodobniej mężczyzna w ciemnej szacie, a głęboki kaptur zakrywał jego twarz. Cofnęła się do tyłu ze strachu. Od tego kogoś biło przerażenie, które dotarło do Cary i rozprzestrzeniało się w jej umyśle, z każdym krokiem mężczyzny w jej stronę. Straciła panowanie nad sobą, dłonie zaczęły jej się trząść, w głowie mącić, a przed oczami ciemnieć. Nie była w stanie podnieść miecza, który niespodziewanie stał się niemożliwie ciężki. Gdy chciała krzyknąć, "ktoś" złapał ją za szyję i przywalił do ściany, dusząc. Wtedy była przekonana, że to koniec. Była w stanie pogodzić się ze śmiercią zwłaszcza, że ginęła w słusznej sprawie, ale nie mogła pogodzić się z faktem, że nie zdąży pożegnać się z rodziną oraz przyjaciółmi. Nie chciała się poddawać, więc zaczęła się wiercić, żeby uścisk mężczyzny stał się lżejszy, ale on tylko się nasilał, a ona nie mogła już oddychać. Po jej policzku zaczęły spływać łzy. Spojrzała ostatkiem sił w stronę Josha, który zabijał właśnie lwa, a mężczyzna w płaszczu odezwał się po raz pierwszy spokojnym, opanowanym, cichym, ale też złowieszczym głosem: "Nie chciałem tego robić. Przykro mi, że muszę cię zabijać po raz drugi. Ale tym razem nikt ani nic cię nie uratuje".
Te słowa były dla Cary, tak znajome, a jednocześnie obce, że nie miała pojęcia, co o tym myśleć. W każdym razie, właśnie wtedy wtrącił się Josh, ale ona była już na wpół świadoma. Dosłownie w ostatniej chwili do jej płuc dotarł tlen, co było dla niej wybawieniem oraz niewyobrażalną ulgą. Później ledwo co już pamiętała, przynajmniej nie czuła już bólu.
Powróciły do niej te słowa. Dopiero teraz dotarło do niej, że to, co powiedział "ktoś", całkowicie odnosiło się do niej, choć nie mogło być to możliwe. Nie pamiętała tego mężczyzny, nie pamiętała, żeby kiedykolwiek ktoś próbował ją zabić.
Zatrzymała się, nawet o tym nie wiedząc. Po chwili dotarło do niej pytanie chłopaka:
- Dlaczego stanęłaś?
Ona spojrzała na niego, a do jej oczy napłynęły łzy. To było niekontrolowane, nie mogła powstrzymać szlochu. Przetarła zapłakane oczy dłońmi, a Josh patrzył na nią ze współczuciem oraz niezrozumieniem. Nagle chwycił jej dłoń, a ona poczuła, że ma w nim wsparcie. Ucieszyło ją to, więc pojawił się na jej twarzy niewyraźny uśmiech. Była pewna, że może mu zaufać. Przytuliła się do niego i stali tak chwilę, a po krótkim czasie już opanowana powiedziała do niego:
- Ten mężczyzna w czarny płaszczu, który mnie chciał wtedy udusić, powiedział... - wzięła głęboki wdech, żeby móc się opanować - Powiedział, że już kiedyś próbował mnie zabić.
- Zostaw tą deskę klozetową! - mówił przez sen.
Cara nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Komu normalnemu śnią się deski klozetowe? Postanowiła obudzić przyjaciela, pomimo że tak słodko spadł, bo musieli dotrzeć do celu. Nadal rozbawiona jego słowami, szturchnęła jego ramię kilka razy, aż wreszcie przeciągnął się na ziemi, przetarł zaspane oczy i podniósł się siadając koło niej.
- Czemu tak dziwnie na mnie patrzysz? - spytał ziewając przy tym.
- Fajne rzeczy mówiłeś przez sen. - zachichotała dziewczyna - Miło śnić o kiblach?
Josh zaśmiał się cicho, po czym odpowiedział:
- Nie bardzo. Zwłaszcza, gdy śnią ci się latające desety i sikający mężczyźni.
Cara popatrzyła na niego ze zdziwieniem, a później ze śmiechu, aż rozbolał ją brzuch. Nie mogła uwierzyć, że spała koło kogoś, komu poprzewracało się chyba po walce coś pod sufitem.
Po chwili chłopak podniósł się z ziemi i otrzepał z siebie kurz, a następnie pomógł wstać przyjaciółce. Chwycili swoje miecze i prędko ruszyli podziemnym korytarzem. Po drodze rozmawiali o śnie Josha. Nie do wiary, jak banalne rzeczy potrafią poprawić humor człowiekowi. Gdy chłopak zaproponował, żeby Cara opowiedziała swój sen, jej mina gwałtownie zmieniła wyraz. Nie bardzo chciała do tego wracać. Od razu przed oczami pojawiały się obrazy z tego koszmaru.
Dziewczyna głośno przełknęła swoją ślinę, po czym odruchowo przejechała dłonią po swojej szyi. Zauważył to chłopak i jego mina też zrobiła się bardziej niewyraźna. Nie dało się z niej odczytać, jakie duszą się w nim teraz emocje oraz uczucia.
Cara dopiero teraz dostrzegła, że ma lekkie obtarcia w tym miejscu, gdzie przyduszał ją "ktoś". Znów przypomniało jej się tamto wydarzenie.
Patrzyła kątem oka na Josha, który zaciągał lwa, gdzieś dalej, a ona walczyła z drugim. Dawała sobie z nim radę, chociaż nie było łatwo, a niespodziewanie potwór przestał atakować i po prostu odszedł od niej. Ona podążyła za nim niezrozumiałym wzrokiem, nie wiedząc, co to znaczy. Nagle usłyszała za sobą szmery, odwróciła się, a z cienia z głębi korytarza wyszedł najprawdopodobniej mężczyzna w ciemnej szacie, a głęboki kaptur zakrywał jego twarz. Cofnęła się do tyłu ze strachu. Od tego kogoś biło przerażenie, które dotarło do Cary i rozprzestrzeniało się w jej umyśle, z każdym krokiem mężczyzny w jej stronę. Straciła panowanie nad sobą, dłonie zaczęły jej się trząść, w głowie mącić, a przed oczami ciemnieć. Nie była w stanie podnieść miecza, który niespodziewanie stał się niemożliwie ciężki. Gdy chciała krzyknąć, "ktoś" złapał ją za szyję i przywalił do ściany, dusząc. Wtedy była przekonana, że to koniec. Była w stanie pogodzić się ze śmiercią zwłaszcza, że ginęła w słusznej sprawie, ale nie mogła pogodzić się z faktem, że nie zdąży pożegnać się z rodziną oraz przyjaciółmi. Nie chciała się poddawać, więc zaczęła się wiercić, żeby uścisk mężczyzny stał się lżejszy, ale on tylko się nasilał, a ona nie mogła już oddychać. Po jej policzku zaczęły spływać łzy. Spojrzała ostatkiem sił w stronę Josha, który zabijał właśnie lwa, a mężczyzna w płaszczu odezwał się po raz pierwszy spokojnym, opanowanym, cichym, ale też złowieszczym głosem: "Nie chciałem tego robić. Przykro mi, że muszę cię zabijać po raz drugi. Ale tym razem nikt ani nic cię nie uratuje".
Te słowa były dla Cary, tak znajome, a jednocześnie obce, że nie miała pojęcia, co o tym myśleć. W każdym razie, właśnie wtedy wtrącił się Josh, ale ona była już na wpół świadoma. Dosłownie w ostatniej chwili do jej płuc dotarł tlen, co było dla niej wybawieniem oraz niewyobrażalną ulgą. Później ledwo co już pamiętała, przynajmniej nie czuła już bólu.
Powróciły do niej te słowa. Dopiero teraz dotarło do niej, że to, co powiedział "ktoś", całkowicie odnosiło się do niej, choć nie mogło być to możliwe. Nie pamiętała tego mężczyzny, nie pamiętała, żeby kiedykolwiek ktoś próbował ją zabić.
Zatrzymała się, nawet o tym nie wiedząc. Po chwili dotarło do niej pytanie chłopaka:
- Dlaczego stanęłaś?
Ona spojrzała na niego, a do jej oczy napłynęły łzy. To było niekontrolowane, nie mogła powstrzymać szlochu. Przetarła zapłakane oczy dłońmi, a Josh patrzył na nią ze współczuciem oraz niezrozumieniem. Nagle chwycił jej dłoń, a ona poczuła, że ma w nim wsparcie. Ucieszyło ją to, więc pojawił się na jej twarzy niewyraźny uśmiech. Była pewna, że może mu zaufać. Przytuliła się do niego i stali tak chwilę, a po krótkim czasie już opanowana powiedziała do niego:
- Ten mężczyzna w czarny płaszczu, który mnie chciał wtedy udusić, powiedział... - wzięła głęboki wdech, żeby móc się opanować - Powiedział, że już kiedyś próbował mnie zabić.
*Thomas i Emily*
Thomas praktycznie nie był świadomy tego, co się dzieje. Leżał na ziemi półprzytomny i nie był w stanie nic zrobić. Gdy tylko próbował się poruszyć, jego ciało odmawiało posłuszeństwa, a na ramieniu czuł nieprzyjemne rwanie. Do tego słyszał szloch Emily. Chciał ją przytulić, pocieszyć, ale nie mógł. To było w tym wszystkim dla niego najgorsze. Pamiętał, jak ugryzł go przed chwilą pająk, co było potwornie nieprzyjemne, a później słabł z każdą sekundą, aż w końcu wyczerpany upadł na ziemię. Dotarło do niego, że najprawdopodobniej umiera, bo został zatruty jadem. Mimo tego, że nie miał siły, żeby wypowiedzieć ani słowa, skarcił się w duchu za to, że tak się dał.
Poczuł na policzku coś mokrego, jakby krople deszczu, ale nie mógł padać deszcz, skoro kapał pojedynczo i jedynie na jego twarz. Chciał zobaczyć, co się dzieje, lecz nie mógł. Co za beznadziejne położenie, a zwłaszcza, że czuł się, jak kaleka. Nie był w stanie wytrzymać szlochu przyjaciółki, musiał ją jakoś pocieszyć. Wezbrał w sobie całą resztkę siły, jaką miał i uchylił powieki, wręcz niewidocznie, a następnie wolno natrafił na dłoń dziewczyny, którą ścisnął lekko.
Emily popatrzyła na niego zaczerwienionymi oczami od płaczu. On uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Nie płacz.
- Jak mam nie płakać, gdy ty umierasz z mojej winy? - odpowiedziała z załamaniem w głosie.
- "Czyli umieram?" - spytał się w duchu chłopak, bo nie miał już na nic siły i znowu leżał, jak martwy, mimo że był świadomy.
Nagle przestał już czuć jakikolwiek ból, otworzył oczy i okazało się, że normalnie stoi koło Emily, która płakała głośno i wciąż mówiła jego imię. Chciał koło niej stanąć, powiedzieć, że żyje, ale gdy zwrócił się w jej stronę, jego ciało przeniknęło przez dziewczyny, a słowa stały się dla niej niedosłyszalne. Zastanowił się, więc nad kim tak płacze jego przyjaciółka, skoro on żyje i wtedy zobaczył siebie. Właściwie swoje blade ciało, a na ramieniu ranę po zębach pająka. Dotarła do niego ta potworna świadomość. Dotarło do niego, że nie żyje. Po jego policzku ściekły łzy. Nie chciał w to wierzyć, nie był w stanie w to uwierzyć. Nie mógł zostawić samej Emily. Nagle stanęła koło niego kobieta w ciemnej, granatowej todze do ziemi, podobnej do tych, w których byli przedstawiani greccy bogowie, a na ramionach miała czarny, zwiewny płaszcz. Jej blada skóra zdawała się być przezroczysta, a czarne oczy przypominały karaty. Miała ciemnie włosy, splecione w gruby warkocz, a na głowie złoty diadem. Stała przed nim i właściwie wzięła się znikąd.
- Jak to jest patrzeć na swoje martwe ciało, Thomasie Willu? - spytała płynnym oraz zwiewnym głosem, a jednocześnie przepełnionym podstępem.
Chłopaka zdziwiło to, że kobieta przemawia do niego, do niego w sensie, że niezmaterializowanego, niewidocznego oraz niesłyszalnego dla innych. Jednak skoro mówiła do niego, to najwyraźniej była w tym innym świecie, co on, więc odpowiedział:
- Wolałbym teraz sto razy bardziej być w moim ciele i odczuwać ból, niż sterczeć tutaj i patrzeć na siebie martwego... Czy zostanie mi po tym jakaś trauma?
Kobieta zaśmiała się tajemniczo, po czym powiedziała:
- Nazywam się Arcanum i jestem Panią tego wymiaru.
- A wiesz może, jak się z tego wymiaru wydostać? - spytał chłopak.
- Możliwe.
- A mogę wiedzieć?
- Możemy pójść na układ. - powiedziała przebiegle kobieta, przerzucając płaszcz za ramię i odsłaniając togę - Ale tylko, jeżeli obie strony się zgodzą.
Thomas popatrzyła na nią niezrozumiale. Jakie obie strony? Nie znał Arcanum ani trochę, ale był pewny, że nie jest uczciwą osobą, albo przynajmniej nie powinien jej ufać.
- Jakie obie strony? - spytał niepewnie, przyglądając się uważnie kobiecie, od której wyraźnie bił podstęp, ale też duma oraz wygląd królowej.
- Ty i twoja zdruzgotana przyjaciółeczka Emily Jackson. - uśmiechnęła się urzekająco i wskazała na płaczącą dziewczynę.
Thomasowi zrobiło się żal przyjaciółki, gdy tylko ją widział w tym stanie. Nie mógł dłużej znieść myśli, że jest martwy, więc chciał, jak najszybciej wrócić do żywych.
- No dobra... - odpowiedział niepewnie - A jaki układ?
Arcanum podeszła do chłopaka, stawiając zwiewnie krok za krokiem, jakby bała się, że coś pod jej stopami może się zawalić, gdyby nie poruszała się delikatnie, jak piórko. Swoimi ciemnymi oczami patrzyła pewnie prosto w oczy Thomasa, jakby szukała w nich odpowiedzi, na jakieś swoje pytania. Chłopak musiał przyznać, że była piękna. Nagle powiedziała:
- W tym świecie, do którego trafiliście najczęściej panuje zasada "coś za coś". Jestem w stanie przywrócić cię do żywych, albo odesłać do świata, gdzie czeka na ciebie ostateczny wyrok. - kobieta jedną dłonią wskazała prawą stronę, gdzie ukazały się białe wrota, a drugą lewą, gdzie leżało jego ciało i płakała Emily - Ludzie po śmierci najczęściej idą przez Prawe Wrota, gdzie są sprawiedliwie sądzeni. Takie jest ich przeznaczenie, więc nic od niech nie oczekuje... Ale ożywić mogę tylko ja. Powrót do żywych nie jest łatwym zadaniem, nie uważasz? - spytała Arcanum Thomasa, który pokiwał tylko niepewnie głową, na znak, że się zgadza, a ona kontynuowała mówienie - Zrobię przysługę dla ciebie, oddając ci życie... Lecz wtedy ty i Emily będziecie zobowiązani kiedyś oddać przysługę mi.
- Chwila, ale dlaczego też Emily? - wtrącił chłopak.
- Tak wielka moc potrzebuje podwójnych środków. - odpowiedziała kobieta, z nutką rozbawienia w głosie.
- A jaka to przysługa? - spytał ponownie Thomas, któremu coraz mniej się to podobało.
Arcanum uśmiechnęła się chytrze, odsunęła od niego i zdjęła z siebie zwiewny płaszcz, zawieszając go w powietrzu - dosłownie. Rozłożyła narzutę w powietrzu, po czym stanęła koło chłopaka, przyglądając się temu, a następnie pstryknęła palcami. Na ubraniu pojawiły się obrazy. Jeden przedstawiał walkę potworów z Arcanum, jakąś płaczącą kobietę, szczęśliwą rodzinę z noworodkiem, jakiś świetlisty miecz i ponownie Arcanum wchodzącą w światło, które wydobywało się z wielkich wrót oraz wiele innych. Po chwili kobieta powiedziała:
- Muszę wrócić na Ziemię. Tam ktoś i coś na mnie czeka, a ja wciąż tkwię tutaj. Tylko wy jesteście w stanie mnie tam sprowadzić, gdy nadejdzie odpowiedni czas. Zwrócę ci życie Thomasie Willu, ale tylko wtedy, gdy ty oraz Emily zgodzicie się na przysługę dla mnie. Gdy zgodzicie się pomóc mi wrócić na waszą planetę, podczas ostatecznej próby.
- Po co chcesz, tak bardzo wrócić na Ziemię? - spytał zaniepokojony chłopak, bo już całkiem się pogubił i nie był pewny, czy na sto procent jest w stanie wrócić do żywych.
- Muszę. Tyle wiadomości ci wystarczy. To co, zgadzasz się? - zwróciła się teraz konkretnie, bez żadnego owijania w bawełnę Arcanum, wystawiając przed siebie dłoń. Jej ton bardzo spoważniał.
Thomas miał teraz mętlik w głowie. W głupią rzecz się wpakował. Co miał teraz zrobić? Kobieta żądała od niego czegoś, co mogło zaważyć na losie świata. Ponownie dotarł do niego szloch Emily. Nie chciał dłużej tego słuchać, tak czy siak, będzie co będzie, więc uścisnął dłoń Arcanum. Ona uśmiechnęła się złośliwie, jej głos poniósł się echem dookoła pomimo, że nie otwierała ust, mówiąc: "Dobry wybór", po czym rozpłynęła się w powietrzu, tak jak stała. Chłopak został całkiem sam, słysząc obok płacz przyjaciółki.
Thomas miał teraz mętlik w głowie. W głupią rzecz się wpakował. Co miał teraz zrobić? Kobieta żądała od niego czegoś, co mogło zaważyć na losie świata. Ponownie dotarł do niego szloch Emily. Nie chciał dłużej tego słuchać, tak czy siak, będzie co będzie, więc uścisnął dłoń Arcanum. Ona uśmiechnęła się złośliwie, jej głos poniósł się echem dookoła pomimo, że nie otwierała ust, mówiąc: "Dobry wybór", po czym rozpłynęła się w powietrzu, tak jak stała. Chłopak został całkiem sam, słysząc obok płacz przyjaciółki.
______________________________________________________________________
Chciałam was bardzo przeprosić, że opóźniłam się z dodaniem rozdziału, ale w piątek byłam na wycieczce i wracałam dopiero pod wieczór w sobotę, niestety rozdziału nie mogłam dodać, bo był niedokończony, a niestety nie było, jak go skończyć, bo miałam Dni Świerzawy - święto mego miasteczkowego zadupia - i musiałam iść na dyskotekę XD. Wróciłam o 24 z przyjaciółką. Naliczyłyśmy, że było nas łącznie 26 osób :P. To INTEGRACJA STULECIA mówię wam ;D. W każdym razie lepiej nie wnikajcie, co ja tam jeszcze robiłam :).
Więc jeszcze raz bardzo was przepraszam. Obyście mi wybaczyli ;) ♥. Przepraszam za błędy, jeżeli się pojawiły. Mam nadzieję, że nieźle wam się czytało ten rozdział :). Osobiście na prawdę mi się podobał ^^.
PYTAJCIE BOHATERÓW!!! ;D
To chyba tyle ;).
Wyrażajcie koniecznie swoją opinię w komentarzach :)!
Do poczytania! ♥
Chciałam was bardzo przeprosić, że opóźniłam się z dodaniem rozdziału, ale w piątek byłam na wycieczce i wracałam dopiero pod wieczór w sobotę, niestety rozdziału nie mogłam dodać, bo był niedokończony, a niestety nie było, jak go skończyć, bo miałam Dni Świerzawy - święto mego miasteczkowego zadupia - i musiałam iść na dyskotekę XD. Wróciłam o 24 z przyjaciółką. Naliczyłyśmy, że było nas łącznie 26 osób :P. To INTEGRACJA STULECIA mówię wam ;D. W każdym razie lepiej nie wnikajcie, co ja tam jeszcze robiłam :).
Więc jeszcze raz bardzo was przepraszam. Obyście mi wybaczyli ;) ♥. Przepraszam za błędy, jeżeli się pojawiły. Mam nadzieję, że nieźle wam się czytało ten rozdział :). Osobiście na prawdę mi się podobał ^^.
PYTAJCIE BOHATERÓW!!! ;D
To chyba tyle ;).
Wyrażajcie koniecznie swoją opinię w komentarzach :)!
Do poczytania! ♥
Josh mnie powala najpierw akcja z wodą utlenioną, a teraz kible XD
OdpowiedzUsuńCiekawe o co chodziło gdy ten ktoś mówił o ponownym zabiciu Cary.
Zajrzyj do mnie w Mój uśmiech to kłamstwo mam już VII rozdział, a w Zabijanie mam we krwi jest już III
Nie żeby mi to przeszkadzało, ale mówiłaś, że nie ma przejęzyczeń :) Rozdział bardzo wciągający i dużo się dzieje. Próbuję domyślić się, o co chodziło z ponownym zabiciem Cary i mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz i wymyślisz coś super. A ten sen Josha :) Weny, weny.
OdpowiedzUsuńJak coś, to już dodałem kolejny rozdział u siebie.
Zaciekawiło mnie ponowne zabicie Cary i śmierć Thomasa. Ciekawe jak dalej potoczą się losy głównych bohaterów. Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńRawr ^^ Wreszcie rozdział, nie mogłam się doczekać :D Pisaj szybko następny, bo niedostyt odczuwam :D
OdpowiedzUsuńhttp://paranormalna-ja-i-moje-rozkminy.blogspot.com/
Genialny rozdział :)) Szkoda, że kończy się w takim miejscu... Wrócą na Ziemie czy nie ? o to jest pytanie...
OdpowiedzUsuńhttp://witaj-w-symulacji.blogspot.com/
Genialne.
OdpowiedzUsuńMyślę że Thomas wybierze życie, bo to chyba za wcześnie na śmierc jednego z głównych bohaterów.
Weny życze, czekam na następny rozdział :P
Cudny, genialny, świetny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Czekam na nexta :)
Zapraszam do mnie:
nadzieja-jestzawsze.blogspot.com
przypadek-niesadze.blogspot.com
No to się porobiło. Ciekawi mnie dlaczego ten "ktosiek" już kiedyś chciał zabić Carę.
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Deski klozetowe? Rozwaliłaś mnie tym snem.
A co do Thomasa, mam przeczucie, że jego decyzja mimo wszystko nie była dobra. Fakt, także chcę by żył, ale jednak czuję, że Arcanum nie ma dobrych zamiarów i chcąc wrócić na Ziemię, chce tylko im zaszkodzić.
Oczywiście rozdział jest świetny i już czekam na next
Pozdrawiam i życzę weny
Mroczna
PS. Dzisiaj bądź jutro pojawi się u mnie nowy rozdział, na który już Cię zapraszam.
Byłam w wielkim szoku, gdy przeczytałam o śmierci Thomasa. Ale czułam, ze tak tego nie zakończysz. W końcu chłopam jest jedną z głownych postaci, a Emily raczej nie poradziłaby sobie sama z pokonaniem tego labiryntu.Całe szczęście, że pojawiła się ta dziwna kobieta, która pozwoliła mu wrócić do życia. Ale obawiam się, że nie jest pozytywną postacią i wróci w najmniej oczekiwanym momencie. Czego zażąda? Dobre pytanie;)
OdpowiedzUsuń"Zostaw tą deskę klozetową!" haha świetne :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze bardzo dobry :)